fbpx
Dorota Kozicka Maj 2014

„Różne smaki i sposoby”

Mija pięć lat od śmierci Jana Błońskiego – charyzmatycznego profesora, którego wykłady, z uwagi na charakterystyczne gesty, modulację głosu i chichot, miały urok improwizowanego spektaklu; krytyka z mocną osobowością i znakomitym piórem, który potrafił swoimi „gadanymi” tekstami nie tylko urzekać czytelników, namaszczać pisarzy, ale i poruszać umysły i sumienia rodaków (by przypomnieć słynny szkic Biedni Polacy patrzą na getto).

Artykuł z numeru

Wyobrazić sobie Boga dzisiaj

Wyobrazić sobie Boga dzisiaj

Jego najlepsza – jak często sam podkreślał – książka, zatytułowana Mikołaj Sęp Szarzyński a początki polskiego baroku, pisana pod wpływem istotnej dla Błońskiego francuskiej myśli krytycznej, wywołała w II połowie lat 60. intelektualny ferment. Do dziś też pozostaje przykładem fascynującego literaturoznawczego pisania i ciągle wywiera duże wrażenie na kolejnych pokoleniach czytelników. A obok tej książki postawić też trzeba przecież prace Błońskiego o Miłoszu (Miłosz jak świat, 1998), Witkacym (Od Stasia do Witkacego, 1997, oraz Witkacy – Sztukmistrz. Filozof. Estetyk, 2000) i Mrożku (Wszystkie sztuki Sławomira Mrożka, 1995), Gombrowiczu (Forma, śmiech i rzeczy ostateczne. Studia o Gombrowiczu, 1994).

Również takie książki krytyczne jak Romans z tekstem czy Odmarsz nie odeszły do literackiego lamusa. I choć to, co wyróżniało Błońskiego jako krytyka w latach 70. i 80. (niezależność myślenia, swobodny ton, antyinstytucjonalność i antymetodologiczność, kapryśność literackich wyborów, eksponowanie czytającego „ja”), wydawało się po przełomie krytycznoliteracką „normalnością”; i choć pojawiły się też nowe języki krytyczne, radykalnie różne od krytycznoliterackiej praktyki Błońskiego, to jednak w tym kontekście jeszcze wyraźniej widoczny staje się fakt, że był on przede wszystkim autorem znakomitych tekstów o czytaniu literatury, a nie tylko komentatorem tekstów literackich. Jego krytycznoliterackie szkice i eseje sprawiają wrażenie, że zdawanie sprawy z własnej lektury było dla autora czymś nadzwyczajnym, radością samą w sobie, swoistą, choć – jakże poważną – zabawą. A sama lektura – zauroczeniem, miłosnym wez-/wyzwaniem, przenikaniem tajemnicy tekstu. Tajniki tego zauroczenia odsłaniał we wstępie do Romansu z tekstem, pokazując na przykładzie jednego z wierszy Celana, jak w trakcie lektury dość banalnych – jego zdaniem – wersów napotyka nagle słowa, których nie rozumie, refren, który staje się wezwaniem, który budzi ciekawość, lęk, dreszcz, olśnienie i nieodparte pragnienie, żeby go przeniknąć. I przekonywał, że „tekst nie czytany, nie kochany (lub nie drażniący!) przestaje się mienić znaczeniami”.

Bogactwo otwierających się podczas lektury możliwości wynikało również z tego, że Błoński nie dopasowywał jej do określonych z góry (ściśle zdefiniowanych) koncepcji dotyczących literatury. Przeciwnie – ulegał urokom czytanego przez siebie utworu i niejednokrotnie pod jego wpływem zmieniał interpretacyjne narzędzia. Co więcej, w trakcie tej „czytelniczej procedury” raczej uwieloznaczniał, niż ujednoznaczniał swoją interpretację, a jego teksty cechuje eseistyczna swoboda, błądzenie myśli i jednocześnie – stawiające czytelnikowi intelektualne wymagania – zaproszenie do dialogu. Najlepsze teksty Błońskiego są zarazem finezyjne (wiodą nas meandrami różnych odniesień i refleksji) i precyzyjne (w ocenach, tezach), a przy tym otwarte na inne możliwości interpretacyjne, programowo nieostateczne… Jest to możliwe również dzięki charakterystycznemu eseistycznemu stylowi, który – jak już niejednokrotnie pisano – stanowi ciekawe połączenie francuskiego esprit z sarmacką gawędowością (bezpośredniością, czasem dosadnością). Ten styl, raczej mówiony niż pisany, pełen urzekających metafor, ironii, gry, intelektualnych wycieczek, pozwalał na pozostawanie blisko tekstu; czytanie niejako in statu nascendi. Charakterystyczne wydaje się również to, że Błoński raczej stronił od bezpośrednich ocen, ale tak prowadził swoją interpretację, że trudno mieć wątpliwości, jakie jest jego zdanie na temat opisywanego utworu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się