fbpx
Ignacy Dudkiewicz, Misza Tomaszewski styczeń 2012

Porzucone ideały

Warunkiem, który musi zostać spełniony, by polski Kościół i polska lewica mogły zacząć ze sobą rozmawiać, jest podjęcie wspólnych tematów, które – jak się wydaje – przez obie strony zostały odesłane do lamusa. Stało się tak ze szkodą dla najbiedniejszych – „ofiar transformacji” – którym zarówno chrześcijanie, jak i ludzie lewicy winni służyć.

Artykuł z numeru

Kościół. Lewica. Dialog

Kościół. Lewica. Dialog

Próbując prognozować kształt przyszłego dialogu Kościoła ze środowiskami lewicowymi – zarówno wiążących się z tym dialogiem nadziei, jak i skrywanych przezeń pułapek – nie sposób uniknąć wątpliwości dotyczącej tego, kto i z kim miałby właściwie rozmawiać. Kościół instytucjonalny – zarówno powszechny, jak i partykularny, reprezentowany przez lokalny Episkopat lub biskupa – nie ma swojego odpowiednika po „drugiej stronie”. Cokolwiek by mówić o następcach „papieża polskiej lewicy”, Ludwika Krzywickiego, nie są oni równorzędnymi partnerami dla sprawujących posługę duszpasterską hierarchów. W mający na celu zidentyfikowanie i rozwiązanie konkretnych problemów dialog z lewicowymi politykami i intelektualistami wejść mogą jedynie ich katoliccy odpowiednicy, którzy występują we własnym imieniu, nawet jeśli inspirują się zasadami katolickiej nauki społecznej. Nauki, na której swoje piętno odcisnęła także bez wątpienia myśl lewicowa.

Tu jednak napotykamy kolejny problem, który z przymrużeniem oka można by określić mianem „dylematu Wyszyńskiego”. Jeśli bowiem dialog polskiego Kościoła z lewicą w praktyce oznaczać ma dialog intelektualistów katolickich, przeważnie wywodzących się ze środowisk dawnego ruchu „Znak”, z intelektualistami laickimi, to stajemy wobec niebezpieczeństwa znacznego oddalenia się wąskich kręgów inteligencji od kościelnego środka ciężkości. Środek ten zaś, wciąż jest wyznaczany przez religijność o charakterze mniej lub bardziej ludowym, zabarwioną wyraźną niechęcią do wszystkiego, co z nazwy – choć niekoniecznie z istoty – jest „lewicowe”. Tak rozumiana współpraca Kościoła ze środowiskami laickimi mogłaby zatem prowadzić do pogłębiania istniejącego już we wspólnocie kościelnej pęknięcia. Odpowiedź na pytanie, czy warto ryzykować jedność Kościoła dla skutecznego realizowania jego misji społecznej, nie jest bynajmniej oczywista. Liczni przedstawiciele liberalnej lewicy nie zdają sobie sprawy z dramatu, jaki przeżywa chrześcijanin zmuszony do wybierania pomiędzy tymi dwiema wartościami.

Aby więc bez szkody dla integralności wspólnoty móc myśleć o uzgodnieniu postulatów katolickiej nauki społecznej i społecznego programu lewicy, niezbędny byłby parasol, który nad takim przedsięwzięciem może rozpostrzeć jedynie Episkopat. Nie trzeba dodawać, że w czasach światopoglądowej wojny z lewicą szanse na podobne przyzwolenie z jego strony są wyjątkowo mizerne.

Zapatrzeni w niebo

W ramach przygotowania fundamentów pod ewentualną przyszłą współpracę środowisk katolickich i lewicowych, zadaniem kluczowym wydaje się przezwyciężenie narastającej pomiędzy nimi wrogości – bo trudno tu mówić nawet o zwykłej niechęci. Rozmiar negatywnych emocji osiągnął poziom, przy którym należy postawić pytanie, czy jakikolwiek dialog w dającej się przewidzieć przyszłości będzie w ogóle możliwy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się