fbpx
z Ewą Elwirą Klonowski rozmawia Aleksandra Cholewa-Domagalić lipiec-sierpień 2010

Walczę z żywymi o prawa martwych

To, co robię w Bośni, to dla mnie nie praca, to misja. Cały dzień spędzam z martwymi, a po pracy po prostu brakuje mi sił i ochoty, żeby nawiązywać znajomości i przyjaźnie. Człowiek jest samotny, często, paradoksalnie, największe wsparcie psychiczne dostaje właśnie ze strony rodzin ofiar.

Artykuł z numeru

Radykalna ortodoksja. Szansa dla teologii czy powrót do średniowiecza?

Urodzona w 1946 roku we Wrocławiu, antropolog, członek Amerykańskiej Akademii Nauk Sądowych. Tuż przed stanem wojennym wraz z mężem wyemigrowała do Islandii. Jedna z najwybitniejszych przedstawicielek antropologii sądowej na świecie. Od zakończenia wojny w Bośni i Hercegowinie pracuje przy ekshumacji i identyfikacji jej ofiar – na zlecenie, między innymi, Międzynarodowego Trybunału ds. Zbrodni Wojennych w Byłej Jugosławii z siedzibą w Hadze, International Commission on Missing Persons (ICMP), najpierw Bośniackiej, a potem Federacyjnej Komisji ds. Poszukiwania Zaginionych. Honorowa obywatelka Bośni i Hercegowiny, zgłoszona do pokojowej Nagrody Nobla. Bohaterka książki reportażu Wojciecha Tochmana Jakbyś kamień jadła. Skromna, szczupła, energiczna i uśmiechnięta – jej postać rozpoznaje każdy Bośniak, czy to w Sarajewie, czy w Tuzli, Visoko, Srebrenicy, Sanskim Moście czy Mostarze. Płynnie mówi po polsku, angielsku, islandzku i bośniacku, często nieświadomie zmieniając języki podczas dyskusji. Ewa Klonowski od piętnastu lat walczy o to, by odkopane i rozproszone szczątki pomordowanych w Bośni i Hercegowinie połączyć z pogrążonymi w smutku rodzinami ofiar. Kobieta symbol poświęcenia, oddania i zaangażowania w walkę o prawa tych, którzy sami walczyć nie mogą: prawa zamordowanych.

*

Skąd w Pani życiu wziął się w ogóle pomysł, by zająć się antropologią i jakie są źródła wręcz fascynacji kośćmi, która wiele lat później doprowadziła do Pani zaangażowania w Bośni i Hercegowinie?

Pamiętam, że jeszcze w liceum fascynowałam się archeologią śródziemnomorską. Jednak w tamtych czasach archeologii nie można było studiować w moim rodzinnym Wrocławiu, a jako „dziewczynka z dobrego domu” nie mogłam nawet myśleć o wyjeździe na uczelnię do innego miasta. Wybrałam więc antropologię jako najbliższą mojej ówczesnej pasji. Tuż przed rozpoczęciem studiów poznałam moją pierwszą wielką miłość: chłopca, który był wtedy na szóstym roku medycyny. Wiedział, że jako przyszła antropolożka będę musiała zaliczyć na studiach anatomię człowieka, podarował mi więc oryginalny, romantyczny prezent: męską czaszkę. Ustawiłam ją w moim małym pokoiku. Po jakimś czasie dołączyła do niej druga, a potem jeszcze inne; pamiętam, że zawsze miałam w pokoju jakieś kości; było to dla mnie tak naturalne jak to, że człowiek trzyma na półkach książki.

Kiedy studiowałam, a także kiedy zaczynałam pracę, metody antropologiczne nie były jeszcze zbyt skomplikowane. Tak naprawdę, antropologia sądowa (ang. forensic anthropology) zaczęła się rozwijać dopiero na przełomie lat 70. i 80. w Stanach Zjednoczonych. Stało się tak w konsekwencji wzrostu przestępczości: coraz częściej znajdywano szczątki ludzkie, których nie można było zidentyfikować. Tamtejsi naukowcy stworzyli nowe metody badawcze, które po pewnym czasie przyjęły się na całym świecie, a takich jak ja – którzy badają kości ofiar przestępstw, a podczas analizy przypadków kryminalnych stosują metody antropologiczne – zaczęto określać mianem antropologów medycyny sądowej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się