fbpx
Donald Nicholl kwiecień 2010

Bracia Karamazow jako nauczyciele religii

W książce Fiodora Dostojewskiego odkrywamy  skończoną teologię twarzy. Wystarczy wspomnieć słowa starca Zosimy o przerażającym losie, jaki wyczytał z twarzy Dymitra, i to, jak posłał Aloszę do Dymitra w nadziei, że jego „bratnia twarz” pomoże uchronić go przed przeznaczeniem.

Artykuł z numeru

Polska i Rosja. Czy możliwy jest koniec „zimnej wojny”?

Bracia Karamazow to najlepsi nauczyciele religii w ostatnich dekadach dwudziestego wieku; lepsi – jestem o tym przekonany – od współczesnych teologów. Książka Fiodora Dostojewskiego jest bowiem najwyższym przejawem sobornosti, wspólnoty poszukiwaczy. Przez ostatni rok, będąc członkiem takiej wspólnoty, miałem przywilej uczyć się od Braci Karamazow i przekonałem się, że powieść ta jest najwspanialszą drogą, na której kwestie religijne mogą docierać do umysłu i serca współczesnego człowieka. Co więcej, jestem pewien, że nie sposób prawdziwie docenić tej ksiązki, czytając ją w pojedynkę. Czytać ją trzeba wspólnie, dzieląc się wzajemnie wglądami w sens tego wielkiego przesłania.

Dostrzegam jakiś dysonans w samotnym czytaniu dzieła, którego tematem jest „odpowiedzialność wszystkich wobec wszystkich”. Powieść ta ukazywała się pierwotnie w odcinkach publikowanych w kolejnych wydaniach miesięcznika – czytano ją zatem na głos w domach prenumeratorów. Sam Dostojewski czytał swej drugiej żonie fragmenty, które ona przepisywała następnie dla wydawcy. Pisarz często także występował publicznie, odczytując kolejne rozdziały. Jak wszystko, co niepozbawione wartości, Bracia Karamazow powstali po to, by się nimi dzielono.

Dwie społeczności, z którymi w ubiegłym roku czytałem powieść Fiodora Dostojewskiego, to grupa studentów Uniwersytetu Kalifornijskiego oraz uczestnicy spotkań Penny University. Te ostatnie odbywają się w Caffe Pergolesi na końcu Pacific Avenue w Santa Cruz. Swoją nazwę zawdzięczają podobnym zebraniom w osiemnastowiecznych kafeteriach Londynu, gdzie każdy klient, płacąc pensa, mógł włączyć się do aktualnie prowadzonej dyskusji. W Santa Cruz’s Penny University sesje rozpoczynają się codziennie o piątej po południu od półgodzinnego wprowadzenia, które wygłasza zaproszony profesor. Zaraz po wprowadzeniu następuje dyskusja, a towarzyszy jej szum ekspresów do kawy i przechodzących gości.

Nie muszę dodawać, że obie te grupy miały za sobą odmienną historię i inne oczekiwania. Studenci Uniwersytetu Kalifornijskiego (wszyscy między osiemnastym a dwudziestym trzecim rokiem życia) pochodzili w większości z bardzo zamożnych rodzin i zdecydowali się na lekturę Braci Karamazow, żeby zdobyć punkty w indeksie. W Pergolesi natomiast zbierali się przedstawiciele rozmaitych pokoleń o rozmaitej proweniencji: młodzież, babcie i dziadkowie, weterani II wojny światowej i wojny w Wietnamie. Pewnego dnia wpadła tam para profesorów psychologii, stałym bywalcem był miejscowy sprzedawca kwiatów, innym razem dołączyło do nas dwóch antropozofów spod znaku Steinera. Wszystkich przyciągnęła ciekawość – kiedy tylko uznawali, że rozmowa nic im nie daje, po prostu wychodzili. Nic im za to nie groziło.

Obydwa towarzystwa łączyła problematyka studiów nad Braćmi Karamazow. Pewien sceptyk, widząc przeszło pięćdziesięciu studentów zapisanych na kurs, pytał mnie: „Jak na Boga zamierzasz prowadzić dyskusję z pięćdziesięcioma osobami?”. Zaś wobec spotkań w Pergolesi miał inną wątpliwość: „Jak możesz prowadzić zajęcia w ciągle zmieniającym się składzie i bez gwarancji, że ktokolwiek przeczyta tekst?”. Wobec obu grup zastosowałem to samo rozwiązanie – można je, jak sądzę, aplikować dość uniwersalnie: wrzucasz do kapelusza karteczki z imionami postaci z czytanej powieści. Każdy z uczestników seminarium losuje karteczkę i tym samym staje się odpowiedzialny za to, by reszta grupy dobrze zinterpretowała danego bohatera. Wskazane jest także przygotowanie kilku karteczek ze specjalnymi zadaniami na przykład dla eksperta od geografii czy chronologii itd. Efekt takiego zabiegu z karteczkami przypomina skutki, jakie wywołuje perspektywa zbliżającej się śmierci fantastycznie wzmaga koncentrację. Osoba biorąca na siebie odpowiedzialność za konkretnego bohatera przeczyta powieść wyjątkowo intensywnie i będzie miała poczucie, że oto osobiście odpowiada za to, by jej postaci oddano całą sprawiedliwość. Dopiero kiedy grupa tak zaangażowanych czytelników zaczyna dostrzegać kolejne istotne szczegóły, uświadamiamy sobie, w jak nienaturalny sposób czytaliśmy dotąd książki.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się