fbpx
Grzegorz Szymanik listopad 2009

Cela numer 21

Martwisz się. Czym się martwisz? Dają jeść? Nie biją? Tym się przecież nie martwisz. Boisz się, że zaczną. Że nie wytrzymasz i powiesz. Wszystko, nazwiska, daty, adresy. Bo za dużo myślisz. Bo za dużo masz czasu na myślenie.

Artykuł z numeru

Czy chrześcijanie przegrywają walkę z czasem?

I 

Jesteś? Jesteś. Więc słuchaj: cela jest długa na siedem kroków, szeroka na sześć. Dokładnie siedem i sześć. W środku stół, łóżko, zieleń. Kolor przegniłej trawy. Psiakrew, obrzydliwy. Wszystkie ściany obrzydliwe. Obrzydliwie zielona podłoga, nawet okno. Tak, okno też zamalowano na zielono, więc i światło, które przez nie wpada jest obrzydliwie zielone. No, rzygać się chce. Tylko górna szyba czysta i lufcik można uchylić do połowy. Jak przystawić stolik i stanąć na palcach, to widać prawie cały dziedziniec. Ale w drzwiach jest małe, okrągłe okienko. Trzeba na nie uważać. Przez okienko spoglądają czasem żandarmskie oczy. Jeśli stoisz na stole, a drzwi się otworzą… Mogą się wtedy wydarzyć dwie rzeczy. To zależy.

Od tego, kto pojawi się w drzwiach. Czy jest pijany, czy trzeźwy. I jak długo tu pracuje. Czy już po obiedzie, czy jeszcze przed.

Od wielu rzeczy zależy.

Albo: wywlecze za nogi, metalowym knutem strzaska plecy – skóra będzie pękać i otwierać się jak przejrzały owoc, krew spłynie po drewnianej podłodze, wsiąknie w kamień.

Albo: splunie, a potem zamknie drzwi obrzydliwie zielonej celi, siedem na sześć.

II 

Spisek zawiązał się w łukowskim gimnazjum, w starej szkole pijarów. Spiskowcami byli gimnazjaliści z Łukowa, studenci z Warszawy, urzędnicy, pomniejsi łukowscy oficjaliści. Na spotkania przychodził także nauczyciel miejscowej szkoły Jan Thierbach. Siadał w kącie i przysłuchiwał się dyskusjom. Broń miała pochodzić z prowincji. Planowali rozbroić stacjonujące rosyjskie oddziały. Jeśli zrobić to ostrożnie, naprawdę ostrożnie – by wieść nie rozniosła się zbyt szybko – mogłoby się udać.

Wszystkich aresztowano zimą. Dwieście osób. Jednego po drugim wskazał nauczyciel Jan Thierbach. Zapakowano ich w kibitki. Sznur wozów ruszył w stronę Warszawy. Skrzypiały koła. Było zimno, bolały kości. Widzieli, dokąd jadą. Przez kraty: w oddali, na stoku, wznosiły się ceglane mury. Cegła była czerwona, prószył biały śnieg.

Cytadela.

Śnieg skrzypiał, skrzypiały kibitki. Cytadeli nie zasłaniały ani drzewa, ani budynki. Gdy ją budowano dziewięć lat wcześniej, zburzono sto trzydzieści sześć domów i wydano zakaz stawiania nowych w promieniu dziewięciuset sześćdziesięciu trzech metrów. Pozostała pusta, naga przestrzeń z Cytadelą jak świętą górą.

Czternastkę z kibitek osadzono w celach X pawilonu. Organizatora spisku, Karola Levittoux, w celi z numerem 21. Był początek 1841 roku. Zanim spłonie, będzie jeszcze żył przez sześć miesięcy. 

III 

Tutaj, zobacz. „Koziczyńska, panna, ma lat 16”. Są też nagrobki, małe czarne krzyżyki, a nawet trumienki. Są napisy stare, już wytarte i są całkiem świeże. Litery koślawe, kreślone niepewną ręką i grube, mocne, litery jak manifesty. Napisy wyskrobane, wyrysowane, wykłute przez byłych więźniów na ścianach, na drzwiach. Ale ten jeden zastanawia najbardziej. „Koziczyńska, panna, ma lat 16”. Ko–zi–czyń–ska. Ma lat 16. A może miała? Nie jest dobrze z Imperium, skoro lęka się szesnastoletnich panien Koziczyńskich.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się