fbpx
Frank Kermode październik 2009

Akademia contra humanistyka

Humanistyka ulega rozkładowi na uniwersytecie, instytucji powołanej przez społeczeństwo do zajmowania się w jego imieniu najczystszym, najpoważniejszym myśleniem.

Artykuł z numeru

Bankructwo humanistyki

Jako emerytowany profesor literatury angielskiej, który od czasu do czasu wraca do nauczania, zdaję sobie sprawę, że praca, którą staram się wykonywać ze swoimi studentami, ma coraz mniej wspólnego z tym, co dzieje się w sąsiednich salach seminaryjnych. Żałuję, że nie jestem na czasie, lecz za późno już, by zmieniać przyzwyczajenia ukształtowane w ciągu całego życia. Nie uważam zresztą, by były to złe przyzwyczajenia. Studenci siedzą w krąg przy stole, czytają i omawiają poezję, powiedzmy Yeatsa czy Donne’a. Mój plan polega na przeprowadzeniu takiej analizy dzieł tych poetów, by każdy uczestnik zajęć dysponował wiedzą pozwalającą mu rozumieć, jak mogą one zmieniać i wzbogacać umysły niektórych przynajmniej czytelników – nawet jeżeli świadomość odległości czasowej czy różnic ideologicznych może sprawiać, że autorzy nie będą budzić w nich zrozumienia.

Może bowiem zdarzyć się tak, że studenci będą żywić dezaprobatę dla poglądów politycznych czy religijnych danego twórcy albo doszukiwać się w jego dziełach ukrytych sensów, wobec których właściwą postawą również byłaby dezaprobata; i tego rodzaju uprzedzenia mogą stanąć im na przeszkodzie w pokochaniu tego, co czytają. Powinni się jednak nauczyć, że wspaniała poezja może – a właściwie niemal zawsze musi – wyrażać przekonania polityczne, religijne czy społeczne, których oni, czytelnicy, nie mogą podzielać. Gdyby było inaczej, nie moglibyśmy czytać Homera, Dantego, T.S. Eliota czy Ezry Pounda, nie odczuwając stale sprzeciwu, znużenia czy nawet obrzydzenia. Muszę wyznać, że to niezwykle ożywcze doświadczenie obserwować, jak grupa inteligentnych młodych ludzi przywyka do poety, który ma im bardzo niewiele do zaoferowania w kategoriach natychmiastowej gratyfikacji, patrzeć, jak analizują wiersz wyłącznie jako wiersz, bez jakichkolwiek uprzedzeń. Może ich zakres zainteresowań wkrótce się rozszerzy; może zechcą dowiedzieć się czegoś więcej o ekscentryku George’u Herbercie, może nawet się zaciekawią, czy i pod jakim względem ekscentryczka Emily Dickinson, która, jak wiadomo, skopiowała fragment jednego z jego wierszy, pozostawała pod wpływem angielskiego poety. Miłość i szacunek do poezji szerzą się w taki właśnie sposób. Ale najpierw musi pojawić się umiejętność dostrzeżenia mistrzostwa i zrozumienie, że owo dostrzeżenie przynosi wiele pożytków. To, czy studenci są równie pobożnymi anglikanami jak Herbert czy też potępiają fascynację Yeatsa faszyzmem, powinno być kwestią drugorzędną; staną się bogatsi dzięki bezpośredniemu doświadczeniu poezji. Gdy pedagodzy twierdzą – a czynią tak na wiele sposobów – że polityczne uwarunkowania dzieła literackiego stanowią jego najważniejszy aspekt albo że dzieło powinno się badać przede wszystkim jako dokument w jakimś historycznym sporze o władzę, moim zdaniem sprzeniewierzają się swojemu powołaniu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się