fbpx
Michał Paluch OP październik 2008

W oparach toksycznej mentalności

Mam wrażenie, że polski Kościół poddany jest działaniu chmury toksycznej mentalności. Chmura ta uniemożliwia mu refleksję czy może raczej: istotnie ją ogranicza i zniekształca.

Artykuł z numeru

Jan Paweł II. Żywa pamięć czy makatka

Nie było nigdy podobnego wzlotu w historii polskiego Kościoła: wielkość świadka, męża stanu i człowieka splotły się w jedną i przekonującą całość w osobowości polskiego biskupa, następcy świętego Piotra. Czy jednak ten moment chwały nie staje się dla nas z każdym rokiem w coraz większym stopniu wyrzutem i oskarżeniem? Czy nie jest bowiem tak, że mimo dziesiątków tysięcy akcji, T-shirtów, baloników i albumów, dziedzictwo Jana Pawła II okazuje się coraz bardziej niewchłonięte i nieprzetrawione, a szansa na ewangelizację, jaką otworzyło, coraz mniej wykorzystana? Najpierw napiszę, co każe mi skłaniać się ku pozytywnej odpowiedzi na to pytanie. Na końcu zaś – wspominam o tym na potrzeby przeciwników czarnowidztwa – postaram się zasygnalizować, co może być dla nas źródłem nadziei na inny scenariusz.

Chmura toksycznej mentalności

Stanisław Lem w Niezwyciężonym opisuje zmaganie kosmicznej ekspedycji na wyimaginowanej planecie z chmurą, która powstaje z opiłków żelaza, by zwalczać wszelkie przejawy świadomości. Wokół głów nieszczęśników poddawanych jej działaniu tworzy ona pole wysokiego napięcia, które doprowadza do „rozmagnesowania” mózgu. Ofiary tej chmury – mimo że poza mózgiem reszcie ich ciała nie przydarza się żadne nieszczęście – stają się na stałe niezdolne do refleksji, pozbawione zdolności do samodzielności.

Wiem, że to obraz dość drastyczny, ale mam wrażenie, iż polski Kościół poddany jest działaniu tego rodzaju chmury toksycznej mentalności. Nie pozbawia go ona wprawdzie fizycznej integralności, ale uniemożliwia mu refleksję czy może raczej: istotnie ją ogranicza i zniekształca. To właśnie dlatego impulsy, jakie płynęły i płyną z dziedzictwa Jana Pawła II, są za mało „wdrożone”, a szanse na „rzeczy wielkie”, jakie otworzył przed nami niezwykły pontyfikat – marnie spożytkowane.

Toksyczna mentalność, której działaniu jesteśmy poddawani, wyraża się, moim zdaniem, w trzech „zamiast”: „pobożność zamiast wiary”, „prawo zamiast sumienia” i „autorytet zamiast rozumu”. Kluczowe jest słówko „zamiast”. Katolicka duchowość winna być prowadzona przez koniunkcję: pobożność i wiara razem mają kształtować praktykę naszego życia, prawo we współdziałaniu z sumieniem może poprowadzić nas do dojrzałych moralnie rozstrzygnięć, a tylko autorytet działający wraz z rozumem, a nie przeciw niemu, może ofiarować nam satysfakcjonujący model wyjaśniania tajemnic wiary.

Niestety, spotkanie nauczania Kościoła z nowożytnością może łatwo prowadzić do wykoślawień. U jej zarania propozycje reformatorów przyniosły bowiem przeciwstawienie nadprzyrodzonej wiary naturalnej pobożności (sola fides), Oświecenie zaś artykułowało wrażliwość, którą można by było streścić jako „rozum zamiast autorytetu” i „indywidualne sumienie zamiast prawa” (wyrażającego dominację wspólnoty nad jednostką). Kościół w swoim nauczaniu nigdy nie poddał się wprawdzie presji tej kontestacji, redukując swoją koniunkcję do odwróconych, polemicznych „zamiast” (pomyślmy choćby o Fides et ratio). Praktyka kościelnego życia obsuwa się jednak łatwo poniżej ideałów wskazywanych przez oficjalne dokumenty.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się