fbpx
z o. Piotrem Jordanem Śliwińskim rozmawia Małgorzata Bilska luty 2008

Spowiedź – dialog między grzesznikami

Ksiądz musi mieć świadomość, że kiedy mówi, to najpierw mówi do siebie. Wierni świetnie wyczuwają, czy ktoś naucza ich tak, jakby wykładał matematykę, czy też słowo przeżył, przeżuł, zinterioryzował, a dopiero później się nim dzieli.

Artykuł z numeru

Sami wśród obcych. Dramat uchodźców

M.B.: Jedną z konsekwencji procesów indywidualizacji, psychologizacji i subiektywizacji, jakie zachodzą w Europie Zachodniej, jest zanikanie pojęcia grzechu. Grzechem jest to, co jest złe „dla mnie”. My, katolicy, mamy z grzechem inny problem, wewnątrzkościelny. Pasterze wolą mówić o grzechach świeckich niż własnych. Jako współzałożyciel i dyrektor Szkoły dla Spowiedników, ma Ojciec szczególną wiedzę i doświadczenie. Co to jest grzech?

P.J.-Ś.: Katechizm Kościoła Katolickiego za grzech uważa świadome i dobrowolne wystąpienie przeciwko przykazaniu Bożemu lub kościelnemu. Archetypem każdego grzechu jest występek przeciwko pierwszemu przykazaniu: „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną”. Cały czas wraca rajska pokusa, człowiek chce być jak Bóg. Św. Augustyn rozumiał grzech pierworodny jako przejaw dwóch tendencji: chciwości i pychy. Człowiek przywłaszcza sobie to, co Bóg mu dał, mówi: „to jest moje”, albo z pychą stwierdza: „ja Boga nie potrzebuję, zrobię to lepiej”. Grzech jest zamknięciem się w sobie. Wszystko jedno, czy chodzi o grzech bałwochwalstwa, gdy kładę tarota, aby przewidzieć przyszłość, czy o normy życia seksualnego, które sam sobie ustalam. Ostatecznie chodzi o stwierdzenie, że „ja” jestem najważniejszy, ode mnie pochodzi prawda o tym, co jest dobre, a co złe.

Grzechu nie da się pojąć bez odniesienia do Boga, ale człowiek w niewielkim stopniu ma świadomość buntu przeciwko Stwórcy. Nie wybiera zła, żeby zrobić Ojcu w Niebie na złość. W praktyce to się przekłada na codzienne zachowania.

Grzech jest pojęciem teologicznym, a z punktu widzenia teologii nasze życie jest całkowicie otwarte na Boga. Nie ma przestrzeni, w których przestaję być Bożym dzieckiem. W jakiejś konkretnej sytuacji może nie będę tego brał pod uwagę: na przykład patrzę na kogoś, chcę mu dać w zęby i rozważam – dać mu czy nie dać. Zanim dam, pomyślę: Pan Bóg mówił, że trzeba miłować. Ale w innym momencie kogoś będę chciał okłamać i przypomni mi się po prostu, że nie powinienem. Nie muszę uświadamiać sobie zawsze ostatecznego odniesienia do Boga w tej wewnętrznej dyskusji, ale to nie znaczy, że zasady moralne, które przyjąłem, nie opierają się na Bogu.

 

Grzech, błędy, upadki 

Jednak większość katolików za grzech uzna jakieś zachowanie sprzeczne z przykazaniem.

Robienie z chrześcijaństwa religii kodeksów praw to olbrzymi problem. Zarówno Ewangelia, jak i etyka mogą stać się rodzajem kodeksu takiego jak drogowy: w ten sposób nie wolno wyprzedzać, tam nie wolno parkować. Koncentrujemy się na tym, gdzie stoi zakaz: tego nie mogę, tamtego mi zabronili, a więc Ewangelia zabiera mi tyle rzeczy. Jeżeli grzech widzę w perspektywie relacji do Boga, a Ewangelię jako Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie, to rozumiem, że chrześcijaństwo nie jest religią przepisów, ale osoby Jezusa Chrystusa, który jest Słowem miłości Boga do człowieka. Wtedy wszystko zaczyna grać. 

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się