fbpx
Mirosław R. Kaniecki kwiecień 2007

Smutno mi, Boże

Za pół godziny miałem wyjść z domu. Córka włączyła telegazetę. Spojrzała na mnie i powiedziała: ksiądz Węcławski odchodzi od kapłaństwa.

Artykuł z numeru

Kościół po zawale

Zrobiło mi się smutno. Nie – nie zawalił mi się świat ani mury Kościoła nie popękały. Zmieniały się cyfry stron. Wreszcie ukazała się strona z informacją:

Znany poznański teolog ksiądz profesor Tomasz Węcławski odchodzi od kapłaństwa. Ksiądz Węcławski oświadczył, że podjął tę decyzję po wieloletnim i gruntownym zastanowieniu. Duchowny podkreślił, że podjął świadomie święcenia kapłańskie, jako człowiek odpowiedzialny i wolny, i nie wyrzeka się tamtej decyzji. Teraz jednak dojrzał do tego, by pójść konsekwentnie dalej zgodnie z rozeznaniem sumienia.

„Decyduję sam o sobie samym, nie uzależniając się od nikogo i na nikogo nie zamierzając wpływać” – oświadczył ks. Węcławski. Dodał, że komentarzem do jego decyzji będzie dalsza działalność publiczna.

Ks. Węcławski jest znanym teologiem, autorem wielu książek.

Zanim to przeczytałem, spojrzałem na półkę z książkami. Zobaczyłem grzbiet jego książki W teologii chodzi o Ciebie. Przeczytałem ją w ubiegłym roku powtórnie. Znajdowała się ona między Platonem a Gałczyńskim. Mam spory bałagan na półkach. Wziąłem ją do plecaka wraz z paroma numerami „Znaku”. Planowałem w pociągu dokończyć lekturę książki Bóg, Biblia, Mesjasz. Z księdzem profesorem Waldemarem Chrostowskim rozmawiają Grzegorz Górny i Rafał Tichy. Pierwsze jej rozdziały opisują niełatwą drogę ks. Chrostowskiego do kapłaństwa: „12 grudnia 1974 r. wieczorem (…) wezwał mnie ksiądz rektor (…). Oznajmił, że mogę sobie szukać czegoś innego, bo do święceń nie dojdzie”. Wiedziałem, że ta książka musi poczekać. Teraz chciałem być z ks. Węcławskim. Wychodząc z domu, wysłałem jeszcze esemesa do przyjaciela, który mieszka niedaleko stacji kolejowej, żeby przyniósł mi na peron zeszyt „Znaku” poświęcony deklaracji Dominus Iesus. Domyślił się, dlaczego.

Ks. Tomasz Węcławski był uczestnikiem dyskusji Kościół po Dominus Iesus. Pamiętam, że w okresie, kiedy się deklaracja ukazała, wielokrotnie się wypowiadał w mediach, broniąc jej przed zarzutami. Co wydarzyło się od tego czasu, że teolog, który we wspomnianej dyskusji powiedział: „Dla pierwotnego Kościoła punktem odniesienia jest ten, którego nazywają Piotrem. Bez jego świadectwa nie ma Kościoła!”, po latach zdecydował się na rezygnację z bycia księdzem? W książce W teologii chodzi o Ciebie napisał: „Miłość, którą znajduję w samym Sercu Kościoła, jest katolicka”. Wszystko, co dotychczas czytałem z pisarstwa ks. Węcławskiego, umacniało mnie w wierze w „jeden, święty Kościół apostolski”. W ten, który znam. Z piękną tradycją, z różną historią, z trudną współczesnością.

Miałem przesiadkę w Jabłonowie Pomorskim. Między pociągami kilkadziesiąt wolnych minut. Poszedłem w stronę widocznego ze stacji kościoła. Ludzie szli na nabożeństwo drogi krzyżowej. Na tablicy informacyjnej był obraz Adama Chmielowskiego Ecce Homo. A ja w kieszeni przesuwałem paciorki różańca i myślałem o ks. Węcławskim. Przypominałem sobie wyjazd do Krakowa na spotkanie z nim w ramach Uniwersytetu Latającego Znaku. Tam też ze wspomnianym wyżej przyjacielem spotkaliśmy się na peronie. Ja przyjechałem wcześniej z Sosnowca od brata, on z Brodnicy, gdzie mieszkamy. Co wydarzyło się od tego czasu, że kapłan, który powiedział: „Kto w swojej wierze, w swoim życiu religijnym i w społeczności religijnej czuje się samowystarczalny, ten nie rozpocznie dialogu, bo nie zechce związanego z nim ryzyka”, zdecydował się przestać być księdzem? Po tym spotkaniu napisałem wiersz Widziałem zmęczonego teologa:

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się