fbpx
fot. Austrian Archives/Imagno/Getty
Patrycja Sasnal listopad 2017

Zmierzchanie orientalizmu

Niemcy, jedyni ważni orientaliści, których Edward Said oszczędził w słynnym dziele Orientalizm, mają dziejową szansę na skończenie z fikcyjnym myśleniem o Bliskim Wschodzie. Dowodem przełomu byłaby wystawa główna w berlińskim Pergamonie.

Artykuł z numeru

Dlaczego fascynuje nas wojna?

Dlaczego fascynuje nas wojna?

Muzeum Pergamońskie odwiedza milion osób rocznie. W Berlinie nie ma popularniejszego muzeum, mimo że cała wystawa mieści się zaledwie w kilkunastu pomieszczeniach. W porównaniu do kolosalnych Luwru czy Muzeum Brytyjskiego jest po prostu mała, a sposób wystawienia – anachroniczny. Stare gabloty, minimum elektroniki, wielu tekstów nie przetłumaczono nawet na angielski. Co więc tak przyciąga ludzi? Dyrektor działu bliskowschodniego w Pergamonie Markus Hilgert chce myśleć, że „tu, jak nigdzie indziej, możesz doświadczyć starożytności.”[1]

Trzy życia muzealnych artefaktów

Przywiezione przez niemieckich orientalistów i archeologów eksponaty – w większości z Bliskiego Wschodu, najczęściej sprzed tysięcy lat – robią wrażenie. W zgodzie ze współczesnymi standardami wzornictwa są duże, symetryczne i proste, jak babilońska brama bogini Isztar z VI w. p.n.e. – kolosalny, błyszczący kobaltową glazurą barbakan z sekwencjami przedstawień smoków, byków i lwów. Albo basen rytualny króla Sanheriba z VII w. p.n.e., pokryty dziwnymi reliefami kapłanów w rybich skórach.

Te przedmioty wywołują silne doznania, ale – wbrew sądom kuratorów z Pergamonu – nie pozwalają doświadczyć starożytności. Owszem, artefakty miały swoje pierwsze życie w starożytnym Babilonie. Lecz z tamtych czasów nie ostały się ani społeczny kontekst ich powstania i użycia, ani ich materia. W postaci, w jakiej można je zobaczyć w Pergamonie, są efektem twórczości niemieckich orientalistów i archeologów z początku XX w. Brama Isztar w niewielkim procencie składa się z oryginalnych cegieł z Babilonu, resztę budulca wypalono w Niemczech na początku ubiegłego wieku, by pokazać namiastkę pierwotnej całości. Jest też znacznie węższa i niższa niż oryginał. Niemcy wystawili ją w zamkniętym, niedoświetlonym pomieszczeniu. Jasne jest, że taka ekspozycja nie może bardziej odbiegać od przestrzeni w Iraku, gdzie brama musiała kiedyś stać: gorącej pustyni, bezkresnego horyzontu, czystego nieba. Cóż możemy wiedzieć o społecznym kontekście procesji religijnych, które przez tę bramę przechodziły? Albo o jeszcze starszym basenie króla Sanheriba z Aszury? Zarówno bramę, jak i bazaltowy basen, odkryty w 1910 r., niemieccy archeologowie odlali na nowo, wkomponowując w swoje dzieło oryginalne odłamki z Aszury. Bogom w rogowych koronach woda spływa na ręce – towarzyszą im kapłani-ryby – detale tych scen wyprodukował Niemiec 2,5 tys. lat po tym, jak ktoś je pomyślał. Głos w przewodniku audio przyznaje, że nie wiadomo dokładnie, jakim celom basen służył: może rytualnemu obrządkowi obmywania nieczystości.

Drugie życie eksponatom z Bliskiego Wschodu dał więc Europejczyk w XIX w., gdy je wykopał, przewiózł do Europy i wystawił. Wykorzenione z rodzimej ziemi, rozpoczęły trwanie w innym miejscu. Ten gruz po starożytnej świetności posłużył za uzupełnienie wytworów już europejskiej kultury i w nowej formie zaczął statyczne życie w muzeum. Niezmienność trwania eksponatów jest pozorna – każdego dnia zyskują one dynamiczne trzecie życie. Dają im je z jednej strony wystawiennicy, a z drugiej – zwiedzający muzeum. Dopóty, dopóki ktoś na nie patrzy i o nich czyta, ich byt tętni i tworzy się na nowo.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się