fbpx
Wit Szostak maj 2018

W odcinkach: Biografia

Ten wybitny umysł był nieporadny życiowo aż do granic komizmu. A jako wzorzec mędrca Einstein dokonał tylu głupich wyborów, że mieszanina jego wielkości i małości zwyczajnie zadziwia. Kochliwy, bezradny wobec kobiet, ale jednocześnie zaborczy i niszczący – to wszystko naraz mieściło się w tym człowieku i tworzyło zastanawiająco spójną osobowość.

Artykuł z numeru

Bosko i przykładnie. Seks i religia

Bosko i przykładnie. Seks i religia

Jakaż forma nadaje się do opowiedzenia o kolejach ludzkiego życia lepiej niż serial? Życie rozciągnięte na odcinki, sezony, lata, pokazane od kołyski po wieko trumny. Pełny metraż okazuje się tu drastycznie niepełny, staje się metrażem krótkim, pozwalającym jedynie na zbudowanie konspektu czyjegoś życia. Tymczasem seriali czysto biograficznych nie ma aż tak wiele. Ekranizacja życia znanych postaci najczęściej kompresowana jest do opowieści półtora-, dwugodzinnych. Być może na tyle jedynie starcza materiału, reszta to powszedniość i nuda, mało atrakcyjne snucie się życia na jałowym biegu. Ale przecież na tym niemrawym snuciu polega życie. I jeśli ktoś nie jest szpiegiem lub seryjnym mordercą, rzadko potrafi wypełnić sobą wielogodzinny spektakl serialowy.

Dlatego serialowe biografie, wyrosłe z tego napięcia, nieodmiennie mnie fascynują. Zwłaszcza jeśli realizatorzy stawiają sobie zadanie jeszcze trudniejsze: opowiedzieć o kimś, kogo wizerunek, gesty i mowę dobrze znamy. Średniowieczni królowie, choć autentyczni, są nam zupełnie obcy. Nie ma też nagrań z kazaniami Rodrigo Borgii czy Savonaroli. A twarz Einsteina zna każdy. Zazwyczaj towarzyszy memom, oblicze mędrca i błazna, siwa grzywa, roztargnione spojrzenie jako tło dla prawdziwego lub zmyślonego cytatu. Są nagrania, zdjęcia z różnych okresów życia. Dużo, ale czy wystarczająco? Serial Geniusz daje ciekawą i złożoną odpowiedź na to pytanie.

Interesowało mnie, jak aktorzy wypełnią te miejsca, które są przez biografów niedookreślone i słabo udokumentowane. Jakie miny robił Einstein na spacerze, jak spędzał czas podczas długich podróży koleją, jak okazywał miłość czy gniew? To wszystko jest zagadką, a przecież musi pojawić się w serialu. Tablice, zapisane drobnym maczkiem tajemnych przekształceń matematycznych, nie wystarczą. Aktor musi zagrać osobę, dokonać wielu wyborów. I do tego tak, by widz uwierzył, że to naprawdę Einstein drapie się za uchem albo oblizuje nerwowo wargi. Zadanie karkołomne, bo przecież widz też nie wie, jak autor teorii względności oblizywał wargi, jeśli w ogóle oblizywał. Widz nie wie, ale też nie da się nabrać na byle jakie oblizywanie. Oblizywanie warg musi być zatem do szpiku Einsteinowskie.

Geoffrey Rush udowodnił, że potrafi się wcielać w postaci historyczne. Mało tego, że dostał Oscara za rolę pianisty Davida Helfgotta (po prawdzie sporo roboty odwalił w Blasku Noah Taylor jako młody muzyk), to jeszcze zdeklasował konkurencję, odgrywając nie tylko samego Petera Sellersa, ale też wszystkie jego sceniczne i życiowe kreacje. Po takim treningu Einstein to pestka. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby Rush zagrał wielkiego fizyka od czasów gimnazjalnych. Wierzę, że nikt nie zagrałby lepiej Albercika niemowlęcia lepiej niż sam Rush. Mimo to rolę młodego Einsteina realizatorzy powierzyli Johnny’emu Flynnowi, który wywiązał się z tego zadania znakomicie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się