fbpx
(fot. Jaco Pretorius / Unsplash)
z bp. Grzegorzem Rysiem rozmawia Dominika Kozłowska, Miłosz Puczydłowski grudzień 2015

Usiąść przy jednym stole

Dla Izraelitów Egipt był ziemią dwuznaczną: ziemią, która ich uratowała, a następnie stała się miejscem niewoli. Ten kraj wiąże się z trudnymi wspomnieniami, ale za każdym razem gdy Żydzi są w stanie zagrożenia politycznego lub egzystencjalnego, ich pierwszą reakcją jest myśl o ponownej do niego ucieczce. Egipt to symbol świata, w którym żyjemy, i znak, że nawet w doświadczeniu wygnania można spotkać Boga

Artykuł z numeru

Potrzeba gościnności

Potrzeba gościnności

Dlaczego Jezus wraz z rozpoczęciem publicznej działalności wybrał życie wędrowca, nigdy nie założył domu, ale mieszkał kątem u przyjaciela i ucznia?

Jezus wszedł w kondycję ludzką, jaką Bóg przewidział dla człowieka: stał się wędrowcem. Jeśli Bóg daje człowiekowi miejsce do życia, to z nadzieją, że człowiek się na tym miejscu nie zasiedzi. Najlepiej widać to na przykładzie Abrahama, który otrzymał od Boga obietnicę ziemi, a kiedy do niej dotarł, nadal żył jak nomada. Nie wybudował domu, a kawałek ziemi kupił dopiero wtedy, gdy zmarła jego żona. Nie przeznaczył jej na mieszkanie, tylko na grób dla Sary. Abraham postępował tak nie dlatego, że wierzył, iż nie doszedł jeszcze do właściwej ojczyzny. Św. Jan w Prologu do Ewangelii poddaje to głębszej refleksji. Zdanie: „Słowo stało się ciałem” (J 1, 14) w dosłownym tłumaczeniu brzmi: „Słowo rozbiło namiot”. Jan wyjaśnia więc, dlaczego Chrystus również żyje jak wędrowiec. Z kolei w Drugim Liście św. Piotra czytamy, że także i my mamy na ziemi rozbity namiot i czekamy, aż nadejdzie pora, aby go zwinąć i przeprowadzić się na inne miejsce (2 P 2, 13–14). Człowiek żyje w namiocie, nawet jeśli jest to wygodne M-5.

Po co nam to doświadczenie, skoro ostatecznie punktem dojścia jest zadomowienie?

Zadomowienie tak, ale nie tu. W Liście do Diogneta z II w. n.e. odnajdujemy piękny fragment o tym, że chrześcijanin wszędzie jest u siebie i równocześnie żadna ziemia nie jest mu ojczyzną. Niezależnie od tego, czy ktoś gorszy się tymi słowami czy nie, to zostały one wpisane w chrześcijaństwo. I nic się z tym nie zrobi. Czasem zarzucano chrześcijaństwu, że odrywa człowieka od tego, co jest tu i teraz, że łudzi go, jak mówił Lenin, „duchową gorzałką”, którą jest obietnica nieba. W istocie dzieje się dokładnie odwrotnie: skoro chrześcijanin wszędzie ma się czuć jak u siebie, to znaczy, że nie może czuć się wyalienowany ani zwolniony z odpowiedzialności za tę ziemię. Przetwarzając ją, pracując nad nią, przygotowuje także nowe niebo.

Jezus chciał przyjąć ludzką postać.Czy oznacza to, że pragnął także doznać uczucia odtrącenia, zranienia, może nawet rozgoryczenia ludzką niegościnnością, jak podczas narodzin w Betlejem?

W czasie rozesłania uczniów Jezus mówi: „Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!” (Mk 6, 11). Strząśnięcie prochu z nóg nie jest aktem zemsty i odpowiedzią: „Nie chcemy mieć z wami nic do czynienia”. Tu chodzi o inny przekaz: „Przyszliśmy bezinteresownie i niczego od was nie chcieliśmy brać. Niczego się nie spodziewaliśmy, więc nawet proch z butów wam zostawiamy”. W ostatniej drodze do Jerozolimy Jezus wraz z uczniami przechodzili przez samarytańską wioskę. Kiedy odmówiono im gościny, Jan i Jakub zareagowali nerwowo. Mówili w Eliaszowy sposób: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” (Łk 9, 54). On jednak, odwróciwszy się, zabronił im tego. Nie ma aktu zemsty ani zgorzknienia, lecz szacunek dla decyzji Samarytan. I ta scena z Ewangelii najbardziej przybliża nas do odpowiedzi na Wasze pytanie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się