fbpx
Andrzej Brzeziecki październik 2016

Ukraińskie ABC

Choć książek traktujących o historii Ukrainy jest w Polsce sporo, warto sięgnąć po Pogranicze Anny Reid. Znana w Polsce, m.in. z monumentalnego dzieła na temat oblężonego Leningradu, dziennikarka i historyczka prezentuje opowieść o przeszłości naszego wschodniego sąsiada widzianego oczyma obywatelki Zachodu – a więc wolną od polskich sentymentów, resentymentów, nostalgii i protekcjonalizmu.

Artykuł z numeru

Jak postępuje moralność

Jak postępuje moralność

Nie jest to jednak pozycja stricte historyczna, to może bardziej miks reportażu i książki historycznej, gdyż długie fragmenty opisujące dawne stulecia przeplatają się ze współczesnymi obserwacjami podróżującej po Ukrainie autorki. Widziane budowle, napotkani ludzie i rozmowy z nimi stają się pretekstem do ogólniejszych rozważań o przeszłości. Trzeba przyznać, że wstęp wzbudza lekką nieufność – od razu bowiem dowiadujemy się z niego, że tom, który trzymamy w rękach, to połączenie pracy sprzed niemal dwóch dekad i dopisanej niedawno części traktującej o ostatnich 20 latach. Można mieć więc poczucie, że poprzez ten kolaż Reid próbuje odgrzać stary kotlet i spytać, cóż nam po jej spostrzeżeniach z połowy lat 90. XX w., kiedy od tamtego czasu na Ukrainie tyle się zmieniło.

Jednak lektura stopniowo rozwiewa początkowe złe wrażenie. Właśnie po 20 latach przekonujemy się bowiem, jak trafne (z reguły) były diagnozy autorki i jak wiele problemów nabrzmiewało na Ukrainie od momentu odzyskania niepodległości. Wiele z nich (separatyzm krymski, problem Donbasu) przeciętych zostało w sposób brutalny i niezbyt szczęśliwy dopiero w 2014 r. I to nie ostatecznie. Inne zaś, jak kwestia językowa, straciły na ostrości. Wrażenie robią też opisy ukraińskich miast z tamtego czasu – zwłaszcza Kijowa, w którym sześć aut na skrzyżowaniu to już korek i w którym nie można było znaleźć godnego hotelu dla Billa Clintona.

*

Reid prowadzi nas przez dzieje Ukrainy w chronologicznym porządku. Wszystkiego jest tu po trochę. Mamy i Ruś Kijowską, i sicz kozacką, polską dominację, panowanie carów i świt ukraińskiego nacjonalizmu, mamy Wielki Głód, II wojnę światową i Czarnobyl; uzyskanie niepodległości i wreszcie obie rewolucje – pomarańczową i godności. Poznajemy Bohdana Chmielnickiego, Tarasa Szewczenkę, ukraińskich dysydentów, jak Iwana Dziubę, Wasyla Stusa czy Mustafę Dżemilewa – przywódcę Tatarów krymskich. Ważnych nazwisk jest oczywiście więcej (tym bardziej dziwi brak choćby kilku zdań poświęconych Iwanowi France). Mamy portrety Kijowa, Lwowa, Odessy, Czerniowiec i innych miast oraz ich społeczności. Autorka sięga do źródeł, bogatej literatury, opowieści ludzi, których poznała, i własnych doświadczeń – a ma ich sporo, bo pracowała na Ukrainie jako korespondentka „The Economist” i „The Daily Telegraph”. Jeśli czegoś jeszcze brakuje, to być może opowieści o Rusi Halicko-Włodzimierskiej – postać króla Daniela Halickiego, założyciela Lwowa, nie pojawia się w książce ani razu.

Z dzisiejszej perspektywy najciekawsze wydają się rozdziały poświęcone Donbasowi i Krymowi. Dzięki nim łatwiej zrozumiemy to, co stało się wiosną i latem 2014 r.

Reid pisała: „Największym utrapieniem ukraińskiej polityki jest bez wątpienia donbaski separatyzm: obawa, że pewnego dnia wschodnia część Ukrainy może zażądać autonomii, a nawet zechcieć na powrót przyłączyć się do Rosji” (s. 79). Albo: „Krym jest rosyjski, ro-syj-ski! – usłyszałam kiedyś od pewnej znajomej, skądinąd szczerej i zdeklarowanej demokratki. – I nigdy nie należał do nikogo innego!” (s. 255). Obserwujemy też narodziny współczesnej Ukrainy – jeszcze sprzed czasów dzikiej prywatyzacji, która dała początek oligarchii. Łatwo zauważyć olbrzymią życzliwość autorki dla Ukrainy i Ukraińców. Reid nie osądza, ale spokojnie referuje. Nie znajdziemy w książce śladu wyższości ani protekcjonalizmu, a przecież przyjeżdżając na Ukrainę 20 lat temu, Brytyjka wylądowała naprawdę na innej planecie. W połowie lat 90. XX w. pisała: „Ukraińskiej demokracji z pewnością daleko do ideału. Byłoby zresztą naiwnością oczekiwać, że się do niego zbliży. Ale przemoc i korupcja – a oba te zjawiska są na Ukrainie bardziej rozpowszechnione niż w większości krajów Europy Środkowej, za to stanowczo mniej dotkliwe niż w Rosji – nie stanowią jeszcze o całości krajobrazu politycznego kraju. Przede wszystkim wygląda na to, że demokracja zakorzeniła się tu na dobre. Przeprowadzane dotąd wybory prezydenckie i parlamentarne były wolne i uczciwe – wyjąwszy może pewne próby manipulacji nastrojami głosujących podejmowane przez państwową telewizję, niemające jednak większego wpływu na ostateczny wynik głosowania” (s. 325).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się