fbpx
Jonathan Haidt, Greg Lukianoff marzec 2020

Rozpieszczony amerykański umysł

W imię emocjonalnego dobrostanu studenci college’ów coraz mocniej domagają się ochrony przed słowami i ideami, które im się nie podobają. Wyjaśniamy, dlaczego ma to niszczycielski wpływ na edukację i zdrowie psychiczne.

Artykuł z numeru

Jak mówi prawica?

Jak mówi prawica?

Coś dziwnego dzieje się w amerykańskich college’ach i na uniwersytetach. Narasta ruch – napędzany na oślep w większości przez studentów – szorowania kampusów do czysta ze słów, idei i zagadnień, które mogą wywoływać niepokój albo obrażać. W grudniu 2014 r. Jeannie Suk opublikowała w sieci artykuł napisany dla „The New Yorkera” o studentach prawa, którzy poprosili jej kolegów wykładowców o to, aby nie uczyli ich o przepisach prawa dotyczących gwałtu – a w jednym przypadku, aby nawet nie używali słowa „przemoc” (np. „przemoc wobec prawa”), ponieważ może to wywołać u studentów przygnębienie. W lutym 2015 r. Laura Kipnis, profesor Uniwersytetu Północno-Zachodniego, napisała esej dla „The Chronicle of Higher Education”, w którym scharakteryzowała nową politykę kampusów – politykę seksualnej paranoi. Została poddana długiemu dochodzeniu na wniosek studentów, którzy poczuli się obrażeni artykułem oraz zamieszczonym przez nią tweetem i zarzucili jej naruszenie Tytułu IX [to tzw. poprawka edukacyjna, podpisana przez prezydenta Richarda Nixona w 1972 r.: „Żadna osoba w Stanach Zjednoczonych nie może być, ze względu na płeć, wykluczona z udziału w jakimkolwiek programie edukacyjnym lub działalności otrzymującej federalną pomoc finansową, nie może być pozbawiona korzyści z tego tytułu ani nie może być dyskryminowana” – przyp. red.]. W czerwcu profesor, ukrywający się pod pseudonimem, przygotował esej dla „Vox”, w którym opisał, z jaką ostrożnością musi teraz uczyć.

„Jestem liberalnym profesorem, a moi liberalni studenci przerażają mnie”, informuje nagłówek. Wielu popularnych komików, np. Chris Rock, przestało występować na kampusach college’ów. Jerry Deinfeld i Bill Maher publicznie potępili nadwrażliwość studentów, mówiąc, że zbyt wielu nie rozumie dowcipów.

W słowniku kampusów szybko pojawiły się dwa terminy. Mikroagresje to drobne działania lub zestawienia słów, za którymi na pierwszy rzut oka nie kryją się złe intencje, ale mimo to zostają uznane za swego rodzaju przemoc. Na przykład według wytycznych z niektórych kampusów mikroagresją może być postawienie Amerykanom pochodzenia azjatyckiego lub latynoamerykańskiego pytania: „Gdzie się urodziłeś / -aś?”, ponieważ może ono im sugerować, że nie są prawdziwymi Amerykanami. Ostrzeżenia przed bolesnymi treściami (ang. trigger warnings) to ostrzeżenia, które wykładowcy mają zgłaszać, jeśli coś w programie nauczania może wywoływać silne reakcje emocjonalne. Część studentów np. została uprzedzona, że powieść Wszystko rozpada się Chinuy Achebe opisuje przemoc na tle rasowym, zaś Wielki Gatsby Francisa Scotta Fitzgeralda portretuje mizoginię oraz przemoc fizyczną, w związku z czym studenci, którzy doświadczyli rasizmu albo przemocy domowej, mają prawo unikać tych dzieł, bowiem mogą one „wyzwolić” (ang. trigger) powroty minionej traumy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się