fbpx
fot. The Walters Art Museum, Baltimore
Anna Pekaniec maj 2018

(Ponad)czasowe. Listy kiedyś i dziś

Jeśli ktoś dziś pisze do kogoś „prawdziwe” listy, dbając o wyraźny charakter pisma, potem idąc na pocztę, dobierając znaczek, najlepiej priorytetowy, by list dotarł możliwe jak najszybciej, znaczy to, nie mniej, nie więcej, że traktuje adresata / adresatkę jako osobę wyjątkową.

Artykuł z numeru

Bosko i przykładnie. Seks i religia

Bosko i przykładnie. Seks i religia

Trzy lata temu, w 2015 r., Liz Stanley, jedna z najważniejszych anglojęzycznych badaczek epistolografii, napisała niedługi artykuł pod złowieszczo brzmiącym tytułem Śmierć listu? Literaturoznawcy i literaturoznawczynie przyzwyczajeni do raz po raz ogłaszanych „śmierci” – co rusz to autora, powieści, wielkich narracji, autobiografii – domyślają się, że stwierdzenie opatrzone znakiem zapytania to nie tylko zapowiedź smutnej diagnozy, lecz także, a może przede wszystkim, zaproszenie do dyskusji teoretycznej, antropologicznej, kulturoznawczej. Czytelnicy i czytelniczki (zaangażowani, choć bez naukowych inklinacji) raz po raz wydawanych zbiorów korespondencji mogą poczuć się zaniepokojeni. Zdają sobie bowiem sprawę, że w tym efektownym chwycie retorycznym kryje się ziarnko prawdy. Inaczej mówiąc, zarówno „specjaliści” od literatury epistolarnej (taki termin doskonale oddaje złożoną naturę listów), jak i jej wierni sympatycy (co ważne, raczej czytający listy wydane niż sami piszący) od kilkudziesięciu lat z rosnącą nostalgią, ale i pewnym niepokojem sekundują powolnemu zanikaniu korespondencji kojarzonej z piszącą ręką, kopertą, niecierpliwym, pełnym radosnego podniecenia, a niekiedy strachu czy też dojmującego lęku oczekiwaniem na listonosza.

 

Należeć do życia

Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt zdań, cyzelowanych lub płynących w pośpiechu, nierzadko stawało się katalizatorem zdarzeń. Reorientacje w rzeczywistości nie raz i nie dwa dokonywały się właśnie za sprawą listów. Jak żaden inny gatunek są one przecież nierozerwalnie związane z życiem. Stefania Skwarczyńska w opublikowanej w 1937 r. Teorii listu (jedynej do tej pory monografii dyskursu epistolarnego w rodzimym literaturoznawstwie, nota bene miejscami nadal zaskakująco aktualnej) słusznie podkreślała: „Wszak list należy do życia, do życia dąży, życie codzienne go stwarza”[1]. Jednocześnie przypominała, że zbiory korespondencji (ułożone tematycznie, chronologicznie, adresatami – wszystko zależy od decyzji edytorów i zachowanych materiałów) powinny być traktowane jak literatura sensu stricto, tj. nie tylko można, lecz wręcz trzeba czytać je, biorąc również pod uwagę szeroko pojętą poetykę i estetykę tekstu. Zatem, pomimo że: „Względy literackie są w zasadzie obce listowi”[2], to jednak nie można zapominać, iż: „Każdy jest wyrazem aktu twórczego, bo, kształtując tworzywo pewnej rzeczywistości za pomocą rozczynu własnego »ja«, stwarza nową rzeczywistość. Autor listu posługuje się tworzywem sztuki jak każdy artysta”[3].

Rzeczywiście, listy pisane ręcznie (wiecznym piórem, długopisem, ołówkiem, cienkopisem, a czasami kredką) np. na kartce wyrwanej z zeszytu lub notatnika – w kratkę, linię, czystej, albo na papierze kancelaryjnym, pieczołowicie składanym w coraz mniejsze prostokąty, by zmieścił się do koperty, cierpliwie kreślone na specjalnym papierze listowym lub ozdobnej papeterii – nieubłaganie odchodzą do lamusa, co stało się już udziałem telegramu (w Polsce w roku 2002 poczta przestała dostarczać telegramy, w Indiach ich era skończyła się w 2015, a w Belgii w 2017). Jeśli ktoś dziś pisze do kogoś „prawdziwe” listy (celowo pomijam korespondencję zawodową czy urzędową – ta ma się dobrze i na pewno nic nie zapowiada jej rychłego końca), dbając o wyraźny charakter pisma, potem idąc na pocztę, dobierając znaczek, najlepiej priorytetowy, by list dotarł możliwe jak najszybciej (obietnica doręczenia korespondencji „już następnego dnia” jest kusząca, choć często bywa niedotrzymywana), znaczy to, nie mniej, nie więcej (przynajmniej w większości przypadków), że traktuje adresata / adresatkę jako osobę wyjątkową. Chce ją nie tylko poinformować o tym i owym, lecz przede wszystkim stara się to uczynić w sposób podkreślający nadzwyczajność relacji, jej swoistą intymność. Intymność, czyli chęć bycia z kimś bez świadków, jest immanentną cechą listu, łączonego z tajemnicą, ekskluzywnością – zakładającą wyłączność relacji pomiędzy „ja” i „ty”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się