fbpx
Łukasz Łoziński luty 2020

Osiem miesięcy ciemności

Książka 1939. Wojna? Jaka wojna? daje świetny wgląd w stan umysłu Polaków tuż przed II wojną światową. Znajdziemy tu zarówno fragmenty codziennej prasy, jak i wspomnienia czy niepublikowane rękopisy. Brakuje tylko interpretacji.

Artykuł z numeru

My, rodzice osób LGBT+

My, rodzice osób LGBT+

Romana Oszczakiewicz zanotowała 31 sierpnia 1939 r.: „Jestem bardzo zajęta w domu i w spółdzielni żołnierskiej. A jednak wszyscy mamy nadzieję, że do wojny nie dojdzie”. Ta nadzieja w przededniu niemieckiej agresji zdumiewa tym bardziej, że autorka, żona zawodowego żołnierza, pilnie śledziła wiadomości. Chociaż wojna była już od wielu tygodni sprawą przesądzoną, to Polacy wciąż mieli złudzenia. Jak to możliwe?

Przyczyną optymizmu była zapewne wiara w siłę sojuszu z Francją i Wielką Brytanią. Swoją rolę odegrała też mocarstwowa propaganda II Rzeczypospolitej, prowadzona przez sanacyjnych przywódców konsekwentnie, aż do samego końca. To przynajmniej zdaje się sugerować Cezary Łazarewicz – autor książki 1939. Wojna? Jaka wojna?.

Wielokrotnie nagradzany reportażysta we współpracy z Ewą Winnicką wykonał bardzo dobry research, zbierając różnorodne materiały z ośmiu ostatnich miesięcy istnienia II RP. Znajdziemy tu fragmenty tekstów wielokrotnie wznawianych (jak dzienniki Marii Dąbrowskiej), ale dominują źródła mniej znane. Zapiski zwykłych kobiet i mężczyzn, wydobyte z Archiwum Rękopisów Biblioteki Narodowej, stanowią ważny walor książki, ponieważ dają bliższe wyobrażenie o mentalności mieszkańców II RP.

Wartością są też cytaty z prasy. Znaczna część polskich czasopism przedwojennych została zdigitalizowana i udostępniona w sieci, sztuką jednak jest wybrać coś z tego urodzaju. Łazarewiczowi z pewnością się to udało. Autor nie popadł w manię inkrustowania książki cytatami o funkcji czysto humorystycznej (tę funkcję w różnych publikacjach pełnią reklamy i ogłoszenia drobne). Zamiast tego wyeksponował fragmenty najgorętszych debat publicystycznych.

Niektóre z nich brzmią zaskakująco współcześnie. Tuż przed II wojną światową spierano się bowiem o system ubezpieczeń zdrowotnych (proponując wprowadzenie kas chorych), jak również o rolę kobiet w życiu publicznym. I choć w obu tych sprawach przez ostatnich 80 lat wiele się zmieniło, to jednak nie tak wiele, jak można by oczekiwać.

Są zresztą w książce fragmenty, które przekonują, że w pewnych dziedzinach tkwimy w miejscu. Już w 1939 r. wskazywano na niebezpieczeństwa związane z powszechną dostępnością taniej wódki w buteleczkach (również dziś eksperci uważają „małpki” za produkt szczególnie sprzyjający alkoholizmowi, wzywając do ograniczenia sprzedaży, obecnie wynoszącej 3 mln dziennie). Z kolei felietonista prawicowego tygodnika „Prosto z Mostu” zastanawiał się, jak leczyć z „nałogu” homoseksualizmu, w którym widział rodzaj mody, „snobizm towarzyski”, propagowany zwłaszcza przez liberalne elity żydowskie.

Na punkcie Żydów redakcje niektórych czasopism (i to nie tylko tych marginalnych) miały prawdziwą obsesję. Wydawany przez franciszkanów z Niepokalanowa „Mały Dziennik” narzekał na skutki „ofensywy żydowskiej w Polsce”. W jej wyniku – wskazywano – Żydzi pracują i w sklepach, i w kawiarniach, i w show-biznesie, choć nierzadko ukrywają się pod spolszczonymi nazwiskami. „W Polsce praca musi być tylko dla Polaków” – konkludowano. Z kolei na łamach „ABC” (organu Obozu Narodowo-Radykalnego) pisano: „Niemcy są na najlepszej drodze do załatwienia sprawy żydowskiej, Polska wciąż ma swoje 4 miliony Żydów, których jeszcze nie zaczęła na serio likwidować”. Nie znając tego rodzaju tekstów z wysokonakładowej prasy, trudno zrozumieć skalę antysemityzmu w II RP.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się