fbpx
fot. Getty
Artur Madaliński październik 2015

Oddawanie świata

„Jednak rozważam bezustannie zagadnienie tęsknoty, zastanawiam się też, czy sprawia mi ona cierpienie” – wyznaje narrator Poczucia kresu, opublikowanej w 2011 r. powieści, którą Julian Barnes zadedykował swojej zmarłej trzy lata wcześniej żonie Pat Kavanagh. To zdanie brzmi jak nieświadoma zapowiedź Wymiarów życia, najnowszej książki brytyjskiego pisarza.

Artykuł z numeru

Po feminizmie

Po feminizmie

Na tę niewielką objętościowo prozę składają się trzy eseje, w których słowa „śmierć”, „żal”, „smutek”, „rozpacz”, „cierpienie” są przedmiotem nieustannej, wielostronnej analizy. „Stare słowa” – powiada o nich Julian Barnes, bo w sytuacjach granicznych tylko one oddają istotę rzeczy, tylko one warte są namysłu. Ale też słowa, na których zbudować można wielką literaturę – pod warunkiem że potrafi się tych słów odpowiednio używać. Albo inaczej – pod warunkiem że traktuje się je czule, z największą ostrożnością i pietyzmem, godnym archeologa dotykającego eksponatów sprzed tysięcy lat.

Julian Barnes, jeden z najsubtelniejszych współczesnych prozaików, po raz kolejny udowodnił, że wielka literatura powstaje tam, gdzie słowa tworzą wzory sumujące się ostatecznie w zapisaną językiem fikcji prawdę. Nowa proza autora Papugi Flauberta porusza przede wszystkim dlatego, że czysta jak destylat fraza odsłania naszą bezbronność wobec doświadczenia śmierci i utraty najbliższej osoby.

30 lat i 37 dni – pomiędzy tymi liczbami rozpięte są Wymiary życia. Trzy dekady spędził Barnes ze swoją żoną, nieco ponad miesiąc trwała jej choroba. A potem był już tylko tępy, niedający się oszukać ani niczym zagłuszyć ból. I martwy czas, bo przecież wszystko już się wydarzyło. O tym przede wszystkim opowiada angielski pisarz, ale także o nagiej, odartej z wszystkich religijnych obietnic śmierci, wzajemnej relacji żalu i żałoby, ocalającej sile pamięci…

Zanim jednak to zrobi, zmyli tropy, podsuwając nam historię o początkach aeronautyki, pionierskich lotach balonami i XIX-wiecznych próbach podbicia przestrzeni powietrznej. Oto w pierwszym eseju poznajemy Félixa Tournachona (nazywanego też Nadarem), dziennikarza, karykaturzystę, wynalazcę, baloniarza i fotografa – autora pierwszych zdjęć wykonywanych podczas lotów balonowych. Barnes jakby od niechcenia pomiędzy aeronautycznymi (często anegdotycznymi) historiami wspomina o Ernestine, którą Nadar poślubił jako 18-letnią dziewczynę i spędził z nią następne 55 lat. Zmarł niedługo później i „jeśli jego życie przebiegało według jakiegoś wzoru – pisze Barnes – to stworzyła go właśnie ona”.

Wśród wielu fotografowanych przez Tournachona osobistości znalazła się także znana ze swej ekstrawagancji aktorka Sarah Bernhardt. Miała rozlicznych adoratorów, jednym z nich był angielski kapitan, podróżnik i (znowu) baloniarz Fred Burnaby. Środkowy esej Wymiarów życia poświęcony jest właśnie romansowi tych dwojga, który nie zakończył się jednak małżeństwem. Zbyt cenię sobie poszukiwanie nowych wrażeń, przyjemności i nowych uczuć, mon cher capitaine Fred, powiedziała Sarah, gdy usłyszała miłosne wyznanie oficera Królewskiej Gwardii Konnej. Ale tak czasami bywa, bo „łączymy ze sobą dwoje ludzi, którzy nigdy dotąd nie byli połączeni; i czasem świat ulega zmianie, a czasem nie”. I nawet jeśli wszystko kończy się zbyt szybko, to przecież – tak jak w unoszącym się w przestworza balonie – słyszymy, że żyjemy. Bo warta zachodu egzystencja – przekonuje nas Barnes – rodzi się zawsze tam, gdzie łączą się różne wrażliwości i odmienne punkty widzenia. Bo warte zachodu życie rodzi się zawsze tam, gdzie pojawia się miłość, będąca – jak śmierć – zarazem banalna i wyjątkowa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się