fbpx
Michał Jędrzejek wrzesień 2016

Nasza wieczna sprawa z Kołakowskim?

Tokarski chce rozpoznać w pracach Kołakowskiego trwały rdzeń, nerw, temat obecny w całej filozoficznej drodze. Okazuje się nim tytułowa „obecność zła”. Od zaangażowania w komunistyczny reżim, żywiący się prometejską nadzieją na wyplenienie ziemskiego zła, po uznanie religijnej nauki o grzechu pierworodnym i diable.

Artykuł z numeru

Zrozumieć piękno

Zrozumieć piękno

Wielu z nas, myśląc o Leszku Kołakowskim, ma przed oczami pomarszczoną twarz mędrca, z niewielkimi okularami, z przenikliwym spojrzeniem. Albo lekko przygarbioną postać w kapeluszu z charakterystyczną szklaną laską. Jednak nawet Leszek Kołakowski był kiedyś młody. A przynajmniej był w wieku średnim. Potwierdza to zdjęcie zrobione w Montrealu pod koniec lat 60. – te same lekko podkrążone oczy, lecz twarz bez zmarszczek. W szczupłej, długopalczastej dłoni papieros – symbol czasów oraz niezawodne narzędzie służące koncentracji podczas pisania i podczas publicznej dyskusji. Oto 40-letni intelektualista, po napisaniu Obecności mitu, a przed Głównymi nurtami marksizmu, w pełni sił witalnych i poznawczych.

 

*

Nie przez przypadek, jak sądzę, zdjęcie to znalazło się na okładce książki Obecność zła. O filozofii Leszka Kołakowskiego autorstwa historyka idei, redaktora „Przeglądu Politycznego” i „Kronosa”, Jana Tokarskiego. Chciałby on podarować swojemu bohaterowi powtórną młodość; ukazać żywotność jego myślenia. Tokarski zaczyna więc książkę od prowokacyjnych stwierdzeń: teksty Leszka Kołakowskiego nie są dziś ani czytane, ani dyskutowane. Przywołuje świadectwa z uniwersytetu – o autorze Głównych nurtów marksizmu nie opowiada się na studiach filozoficznych jako o jednym z wybitnych myślicieli XX w.; studenci nie piszą o nim prac, a wykładowcy rzadko wprowadzają jego teksty do sylabusów. W kawiarniach i bibliotekach częściej czytani są dziś inni autorzy.

Dlaczego tak się stało? Tokarski rozważa trzy odpowiedzi. Oto pierwsza: tematy Kołakowskiego to tematy minionego świata. Problemy komunizmu czy determinizmu historycznego w niewielkim stopniu odpowiadają współczesnym dylematom. Myśleniu politycznemu skupionemu wyłącznie na – owszem, słusznych – ostrzeżeniach przed totalitaryzmem grożą nuda i paraliż. Podobnie jak antytotalitarne prace George’a Orwella, Arthura Koestlera czy Karla Poppera, dzieło Kołakowskiego straciło już dawny status biblii intelektualistów; może budzić co najwyżej zainteresowanie historyków dziejów intelektualnych XX w. Druga odpowiedź brzmi: Kołakowski źle się zestarzał. Drobnym pracom pisanym po 1989 r. brakuje dawnej intelektualnej energii; stały się nużącym powtarzaniem, że o niczym nic wiedzieć nie można. Tokarski zaczepnie nazywa serie Mini-wykłady o maxi-sprawach i O co nas pytają wielcy filozofowie „popularnymi czytadełkami”; w innym miejscu wspomina o „sielskiej atmosferze rozmów z mistrzem” późnego wywiadu rzeki, w którym zabrakło „dociśnięcia” poważnymi pytaniami. Można odnieść wrażenie, że dawny filozoficzny błazen przyjął stanowisko dyżurnego autorytetu.

Czy te wyjaśnienia są prawdziwe? Tokarski stwierdza: niewykluczone. Dodaje jednak trzecią odpowiedź, która usprawiedliwia pracę nad rekonstrukcją filozoficznych poglądów Kołakowskiego. Rozległe dzieło myśliciela piszącego o Spinozie i holenderskich mistykach, o marksizmie i o fenomenologii, o Kościele katolickim i o nowoczesnej cywilizacji istniało dotąd w rozproszeniu. Brakowało interpretacji pokazującej jedność tego pisarstwa. W myśl popularnego powiedzenia Isaiaha Berlina wyróżnić można wszak dwa typy filozofów: biegającego tu i tam lisa świadomego istnienia różnych interesujących zakamarków oraz powolnego jeża, który zna rzecz jedną, ale ważną.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się