fbpx
fot. Walentin Sprinczak/TASS/Getty
Małgorzata Nocuń wrzesień 2019

Wojna aż do znudzenia

Źle się dzieje, kiedy niewygaszona wojna przenosi się do literatury i kultury popularnej. To pokazuje, że wszyscy już do niej przywykli, że spowszedniała, jest i będzie, bo nikt nie ma pomysłu (a może nawet ochoty), by ją skończyć. Taka wojna toczy się na wschodzie Ukrainy.

Artykuł z numeru

Migawki z frontu

Migawki z frontu

Czytaj także

Małgorzata Nocuń

Mater Dolorosa Poradziecji

O ukraińskiej wojnie powieść napisał Serhij Żadan, jeden z najwybitniejszych twórców średniego pokolenia ukraińskich pisarzy. W Internacie w mistrzowski sposób i nie po raz pierwszy oddał złożoność – kulturową, społeczną, polityczną – wschodniej Ukrainy, z której sam pochodzi. Wojna u Żadana, nagle, z dnia na dzień, angażuje i zmienia „zwykłego obywatela” – Pasza, z zawodu nauczyciel, otrzymuje od ojca polecenie: ma odnaleźć swojego siostrzeńca. Na początku mężczyzna się buntuje, myśli sobie: „Niech ojciec sam idzie”, ale ostatecznie przystaje. Okazuje się, że świat, w którym dotychczas żył Pasza i który tak dobrze znał, już nie istnieje, zawładnęła nim wojna. I niby proste zadanie staje się trudne do wykonania: na ziemi, na której od lat żył Pasza, wyrosły punkty kontrolne, nie wiadomo, kto jest swój, a kto obcy. Wojna jest okrutna i bezwzględna. Toczy się z woli wschodniego sąsiada, przy czynnym udziale miejscowej ludności bądź przy jej cichym przyzwoleniu.

Z bronią w ręku w imię wielkiej Rosji

Opisując sytuację na wschodniej Ukrainie, można spierać się o pojęcia. Wojna? Czy może okupacja? Jeśli chce się być poprawnym i używać określeń pojawiających się w tekstach analitycznych, powie się: „linia rozgraniczenia” (czyli linia oddzielająca separatystyczne republiki od Ukrainy), ale można też użyć określenia „linia frontu”, bo co prawda po podpisaniu porozumień mińskich w 2015 r. ta wojna przycichła, ale nie wygasła i każdego miesiąca na wschodzie kraju giną ludzie. Można powiedzieć: „separatyści z Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej”, ale należy pamiętać, że oprócz separatystów pojawiają się tam regularne jednostki rosyjskiej armii. Można powiedzieć: „straty”, ale można też wymienić imiona i nazwiska poległych i zaginionych. I lista będzie bardzo długa, bo na tej wojnie poległo już ok. 13 tys. osób.

Od strony „ludzkiej” wojna zawsze wygląda inaczej, niż opisują ją politycy, analitycy czy przedstawiciele międzynarodowych organizacji. Na terenach ogarniętych konfliktem trwa codzienna walka o życie (żeby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po relacje reporterów czy międzynarodowych organizacji niosących pomoc humanitarną).

W wielu miejscowościach na wschodniej Ukrainie wojna oznacza egzystencję w częściowo zburzonych domach, zbombardowanych blokach, grożących w każdej chwili zawaleniem, bez prądu, gazu, wody czy pomocy medycznej.

Ludzie, którzy nie byli w stanie uciec (bo za starzy, bo nie potrafili zostawić domu, bo nie było za co), stracili wszystko: bliskich, sąsiadów, pracę. W pobliżu miejsca ich wegetacji (bo trudno powiedzieć „życia”) brakuje sklepów, ośrodków zdrowia. Bywa, że głodują, są wycieńczeni, żyją dzięki pomocy wolontariuszy.

Kiedy zimą 2014 r. na wschodzie Ukrainy wybuchła wojna, ukraińscy politycy uderzyli się w piersi: przyznali, że przez ponad dwie dekady niepodległości Ukrainy żadna ekipa nie wypracowała społecznych programów współpracy z tym regionem kraju. W Kijowie z ust analityków pracujących w poważnych instytucjach można było usłyszeć: „Donbas? No wie pani, ale to nie Ukraina”. Wschód był wykpiwany, nazywany „Mordorem”, mówiono: „Tam żyje ciemna masa”, w dodatku nadużywająca alkoholu. Na wschodzie królowała przestępczość, lokalne mafie czuły się bezkarnie. W książkach ukraińskich dziennikarzy śledczych można przeczytać relacje o morderstwach na zlecenie, gwałtach, porwaniach, haraczach, korupcji. Tu rządziła wspierana przez Moskwę Partia Regionów, nie było miejsca na działalność opozycyjną i prodemokratyczną, jeśli ktoś otwarcie przyznawał się do wspierania „wartości zachodnich”, mógł ściągnąć na siebie niebezpieczeństwo. Nie funkcjonowało też niezależne słowo, nie każdemu dziennikarzowi zajmującemu się niewygodnymi tematami dane było przeżyć. Przyjaciele, rodzina znajdowali ciało z listem pożegnalnym: „Nie szukajcie winnego”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się