fbpx
fot. Issouf Sanogo/AFP/East News
fot. Issouf Sanogo/AFP/East News
Łukasz Kwiatek listopad 2019

Problemy z empatią

Krytykować empatię to tak, jakby rozpowiadać, że się jest przeciw małym kotkom. Intuicyjnie czujemy, że empatia jest czymś dobrym. Potwierdzają to zresztą liczne badania. Ale czy wystarczy ona, by – jak chcieliby niektórzy – rozwiązać wszystkie problemy świata?

Artykuł z numeru

Harari. Czy możemy mu zaufać?

Harari. Czy możemy mu zaufać?

Była jesień 2017 r., na Wanda Metropolitano Atletico rozgrywało derbowy mecz z Realem Madryt. Real był akurat w natarciu. Sergio Ramos właśnie zanurkował do piłki i zdołał oddać strzał głową z bliskiej odległości, ale w tym samym momencie w jego nos trafiła noga obrońcy Atletico Lucasa Hernandeza. Ramos padł na murawę i zwijał się z bólu, a ja spokojnie wpatrywałem się w telewizyjne zbliżenie na jego zakrwawioną twarz i beznamiętnie oglądałem powtórki całego – zapewne bolesnego – zdarzenia. Nie czułem żadnego współczucia, nawet się nie wzdrygnąłem. Zresztą, na pewno nie ja jeden tak zareagowałem. Pod nagraniem tej sytuacji dostępnym w serwisie Youtube roi się od pełnych satysfakcji komentarzy: „wspaniale!”, „zasłużył sobie”, „dobra robota”, „dzięki Bogu!” – dodał ktoś nawet.

Można pomyśleć, że musimy być wszyscy psychopatami, skoro cieszy nas – a przynajmniej nie martwi – widok człowieka z rozbitym nosem, ale prawda jest nieco bardziej złożona. W 2010 r. Grit Hein z uniwersytetu w Zurychu i współpracownicy opisali w czasopiśmie „Neuron” ciekawy eksperyment. Chcieli zbadać, co się dzieje w głowach kibiców drużyny piłkarskiej, gdy obserwują, jak innym osobom zadawany jest ból. Okazało się, że gdy badacze razili prądem osoby noszące koszulki tego samego klubu, któremu kibicowały osoby badane, w ich mózgach aktywowały się ośrodki związane z empatią. Gdy jednak osoby badane obserwowały cierpienie kibiców drużyny rywali, aktywowały się u nich inne obszary mózgu: związane z odczuwaniem przyjemności. Ten efekt występował wyłącznie u mężczyzn – kobiety współczuły cierpiącym niezależnie od ich piłkarskich sympatii.

Nie jestem – ostrożnie rzecz ujmując – miłośnikiem Realu Madryt, zapewne to samo można powiedzieć o autorach przytoczonych komentarzy. Być może gdybym zobaczył wykrzywioną z bólu twarz tego samego Sergio Ramosa przystrojonego w czerwoną koszulkę reprezentacji Hiszpanii, z którą od lat sympatyzuję, współczułbym mu szczerze. Być może zapomniałbym nawet, że w niedawnym finale Ligi Mistrzów celowo doprowadził do kontuzji Mohameda Salaha, największej gwiazdy Liverpoolu. Nie piszę jednak tego wszystkiego tylko po to, żeby dać świadectwo swoim piłkarskim sympatiom. Ta historia przede wszystkim dobrze obrazuje kilka podstawowych problemów, jakie mamy z empatią.

Klej społeczny

Empatia znajduje się w centrum wielu naukowych dyskusji. W tradycji Zachodu jako pierwsi zwrócili na nią uwagę Adam Smith i David Hume. Wprawdzie pisali oni raczej o współczuciu lub sympatii, ale mieli na myśli to, co dzisiaj obejmuje (pochodzący z początku XX w.) termin empatii.

Smith i Hume zauważyli m.in., że ludzie łatwo zarażają się emocjami (a w czasach szkockiego oświecenia nie istniał jeszcze Real Madryt). Jeśli cierpisz na duszy lub ciele, zacznę dzielić z tobą twój ból i przygnębienie, a gdy będziesz śmiał się do rozpuku, mnie samemu trudno będzie opanować śmiech. Podkreślali również, że ma to doniosłe konsekwencje. Gdy przeżywamy z kimś jego ból, to trudniej nam wyrządzić mu jakieś świństwo – kopanie leżącego nie jest czymś, co większości ludzi przychodzi naturalnie. To jednak nie wszystko – jak twierdził Hume, empatia działa niczym kompas moralny, wyznaczając kierunek właściwych działań. Wskazuje dobro i zło. Dlatego rozum nie tylko jest, ale i powinien być „niewolnikiem namiętności”

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się