fbpx
Photo by Mustafa Ciftci/Anadolu Agency/Getty Images
Hans Blumenberg październik 2019

Dwuznaczność nieba

Co wiedzielibyśmy o Ziemi, gdyby otaczała ją nieprzejrzysta, nigdy nierozwiewająca się zasłona chmur? Jakby to było – nie móc widzieć gwiazd?

Artykuł z numeru

Czego szukamy w Kosmosie?

Czego szukamy w Kosmosie?

To coś zdumiewająco nieprawdopodobnego, że żyjemy na Ziemi, a zarazem możemy oglądać gwiazdy, że warunki życia nie wykluczają warunków widzenia ani odwrotnie. Ośrodek, w którym się poruszamy, jest bowiem z jednej strony dostatecznie gęsty, byśmy mogli zaczerpnąć oddechu, a promieniowanie z Kosmosu nas nie spaliło, z drugiej zaś, nie jest aż tak nieprzejrzysty, by całkowicie pochłaniał światło gwiazd i zakrywał widok na uniwersum.

Cóż za krucha równowaga między tym, co konieczne, i tym, co wzniosłe.

Trudno tu nie przywołać na myśl znanych nam już, coraz bogatszych danych o innych obiektach naszego systemu słonecznego, o ich bezbronnym wydaniu na pastwę zmian temperatury między dniem i nocą, o deszczu cząsteczek wszelkiego kalibru, wdzierającym się na nie z Kosmosu, o spowijających powierzchnie Wenus i Jowisza ołowianych atmosferach, które cały czas nieprzeniknienie przesłaniają wszelki widok nieba, o prędkościach burz szalejących w atmosferze Marsa i fantastycznych obłokach pyłu nad jego równinami. „Natura od dawien dawna usiłowała zmieść człowieka z powierzchni Ziemi” – tak na Kongresie Astronautycznym w Sztokholmie w 1960 r., u progu dekady, która wzbudziła wielkie nadzieje podróży poza nasz glob, wyraził się jeden z pionierów techniki lotów kosmicznych, by ukazać cele kosmonautyki i towarzyszące im niebezpieczeństwa jako naturalne następstwo sytuacji człowieka na Ziemi. Gdy pod koniec tego dziesięciolecia jej mieszkańcy po raz pierwszy otrzymali obraz swej planety widzianej z przestrzeni kosmicznej, wydała im się ona względnie przyjazna i warta troski. Kosmiczne otrzeźwienie wzmocniło wolę zachowania Ziemi.

Ziemia jako jaskinia optyczna

Eksperyment myślowy, który na początku tego stulecia zaproponował francuski matematyk Henri Poincaré, zyskał dla nas znamiennie nową wartość. Za punkt wyjścia uczony przyjął pytanie, czy kiedykolwiek pojawiłby się ktoś taki jak Kopernik, gdyby nasza Ziemia otoczona była nieustannie nieprzejrzystą, nigdy się nierozwiewającą zasłoną chmur. Inaczej postawiony problem ten mógłby brzmieć: czy wiedzielibyśmy, że Ziemia obraca się wokół swej osi i krąży wokół Słońca, gdybyśmy nie mogli uprawiać astronomii? Poincaré nic jeszcze nie wiedział o technicznych możliwościach przebicia się również przez taką zasłonę chmur za pomocą aparatów latających czy rakiet i równie niewiele o astronomii nieoptycznej, powstałej później w postaci radioastronomii. Jak ludzkość mogłaby w takiej atmosferycznej jaskini dowiedzieć się kiedykolwiek, że Ziemia jest częścią jakiegoś systemu planetarnego, a ostatecznie także częścią uniwersum światów oraz że się w tym uniwersum porusza na wiele sposobów? Czyż wszelkie podejrzenie, skierowane przeciwko zniewalającej oczywistości bezruchu podłoża, na którym stoimy i żyjemy, nie byłoby niemożliwe bez widoku codziennego obrotu rozgwieżdżonego nieba?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się