fbpx
Piotr Oleksy grudzień 2019

Granica przegranych

Granica. Na krawędzi Europy w najlepszy możliwy sposób nawiązuje do klasyki europejskiego reportażu. Czytając ją, ma się wrażenie znakomitego rozłożenia proporcji pomiędzy wiedzą historyczną a własnym doświadczeniem.

Artykuł z numeru

Wierzę, wątpię, odchodzę

Wierzę, wątpię, odchodzę

Nic tak nie uwalnia mnie od rozpaczy jak pieśń i tytoń ziemi ojczystej” – te słowa z wiersza Nazima Hikmeta, przytaczane przez Kapkę Kassabovą w książce Granica. Na krawędzi Europy, mogą być traktowane jako motto wielu bohaterów opowieści. Ludzi, których życie z różnych powodów skupiło się wokół jednej z najważniejszych granic XX-wiecznej i współczesnej Europy. Chodzi o region, w którym spotykają się Bułgaria, Turcja i Grecja. „Tam też zaczyna się coś, co uważamy za Europę, i kończy coś innego, co niezupełnie jest Azją” (s. 11).

Bywają to ludzie, których nieszczęście polegało na tym, że ich kultura i sposób życia nie pasowały do ram wyznaczanych przez państwa narodowe. Tak jak Pomacy, muzułmańscy Słowianie, traktowani przez komunistyczną Bułgarię jako piąta kolumna Turcji, będącej filarem przeciwnego obozu zimnowojennej rywalizacji. Do tego bułgarskim nacjonalistom niebezpiecznie kojarzyli się z orientalizmem. Sąsiednia Grecja widziała w nich natomiast konia trojańskiego Bułgarii i komunizmu. Wiek XX oznaczał więc dla Pomaków (i nie tylko dla nich) karuzelę przesiedleń, wymuszonych migracji i wyczekiwanych powrotów. A na dodatek nieustanne zmienianie nazwisk – slawizowanie lub turczenie, zależnie od miejsca, w którym się znaleźli.

Ludźmi pogranicza są też osoby, które doskonale potrafią wykorzystać fakt, że w pewnym miejscu na Ziemi nagle kończy się jeden system prawny i społeczny, by kilkadziesiąt metrów dalej zaczął się kolejny. Dzikie i niedostępne góry Strandży i Rodopów, w których spotykają się nie tylko państwa, ale i większe systemy społeczno-polityczne – obecnie Unia Europejska i Turcja, a wcześniej bloki radziecki i zachodni – są naturalnym środowiskiem dla przemytników. I na tym właśnie polega paradoks tego miejsca, że podczas gdy niektórych siłą przeganiano z jednej strony granicy na drugą, inni potrafili płacić duże pieniądze i ryzykować życiem, by ją przekroczyć. W książce Kassabovej poznajemy zarówno przemytników, przemycanych, uciekinierów, jak i tych, którzy z karabinem na ramieniu i bezwzględnymi rozkazami w głowie pilnowali nienaruszalności granic.

Żelazna kurtyna kojarzy nam się przede wszystkim z murem berlińskim, dzięki książce widzimy jednak z bliska, że tak samo twardy, a przy tym równie tragiczny charakter miała ona na odcinku bułgarsko-tureckim. Mieszkańcy państw bloku wschodniego, korzystając z możliwości, jakie otwierały przed nimi wczasy w południowej części bułgarskiego wybrzeża, próbowali przedrzeć się przez góry i graniczne zasieki do „wolnego świata”. Co ciekawe, ich znaczącą część stanowili Niemcy z NRD, którym być może wydawało się, że ta leżąca na krawędzi Europy granica będzie łatwiejsza do sforsowania niż dobrze im znane zasieki oddzielające ich od RFN. Wielu skończyło z kulą w plecach lub w areszcie bułgarskich wojsk granicznych, z którego często nie wychodzili żywi. Kassabova przybliża ich losy, a nawet udaje jej się dotrzeć do osób, które przeżyły koszmar bułgarskiego więzienia. Co ważne, na całą sytuację próbuje spojrzeć również oczami pograniczników oraz miejscowej ludności, która pod wpływem nacisku wojska i propagandy wydawała nieszczęśników.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się