fbpx
Eliza Kącka lipiec-sierpień 2016

Ginie się „warstwami”

Gdy John Hersey (wedle Anne Fadiman – kompilator i plagiator) opublikował w 1950 r. The Wall, wielu czytelników ze świata dowiedziało się o Zagładzie. Nie wiem, czy w wizerunku Rachel Apt z The Wall odbija się twarz Racheli Auerbach. Pewne, że z tytułu książki można by przewrotnie uczynić metaforę sytuacji pism zbyt wolno przebijających się do świadomości ludzi z naszego świata. Dobrze, że Auerbach udało się przebić.

Artykuł z numeru

Czy religia ma przyszłość?

Czy religia ma przyszłość?

Na Pisma z getta warszawskiego Auerbach, znakomicie opracowane przez Karolinę Szymaniak, składają się teksty powstałe w getcie w latach 1941–1942: dwie części dziennika oraz brulion Monografii kuchni ludowej, (na zamówienie „Oneg Szabat”), a także dwie publikacje o innym charakterze – list do bratanka i poemat Jizkor. Źródła okalają przedsłowie i wstęp oraz Rachela Auerbach – szkic biograficzny, czyli kolejna próba portretu Racheli autorstwa Szymaniak. W posłowiu do nowego wydania Nocy krymskich Zusmana Segadłowicza dała już badaczka rys osobowości pochodzącej z Podola krytyczki, publicystki, animatorki życia kulturalnego, kronikarki Zagłady. Ostatniemu zadaniu – dowodzi Szymaniak – poświęcała się Auerbach z wyjątkową determinacją, a ocalanie przed anihilacją pojmowała ona również jako ratowanie języka jidysz. Intelektualistka zaangażowana, kobieta trudna w relacjach z sobą i ze światem, niewolna od doświadczenia choroby i przemocy, czuła się brzemienna „życiem prze-Odpowieszłym, które zginęło, a którego refleks” można utrwalić na krótko „w świadomości ludzkiej”.

Jak się utrwala? Po pierwsze, wielojęzycznie – dziennikowe relacje spisała Auerbach po polsku, ale jidysz jest obecny we wtrąceniach. Po drugie, chropawo i bez gładzenia – co dotyczy zarówno kolejnych palimpsestowych redakcji tekstu wykonanych przez autorkę, jak też trybu narracji. Pisarka projektuje relację gęstą, lubi „uskoki” i gwałtowne przejścia między zdarzeniami, kolażuje obrazy, a jednocześnie przecina opowieść kolejnymi liniami demarkacyjnymi.

Skąd takie gospodarowanie obrazami? Otóż – poza sytuacyjnymi uwarunkowaniami – zawiaduje nim następująca metafora: „Także w opisywanym przez Biblię i Owidiusza potopie nie wszyscy wyginęli od razu, tylko – warstwami. »Oczyszczające« ulicę manipulacje śmierci w dzielnicy przypominają mi pracę chirurga nad organizmem dotkniętym przez raka. Ledwo wytnie jedną warstwę tkanek, a już trzeba wycinać dalsze”. Pisanie jako wyścig ze śmiercią staje się szkołą celności – trzeba oszacować, w której warstwie jesteśmy, i notować, póki nie zostaniemy wycięci. W tym sensie wyścig pisania z Zagładą przypomina wymagające szczególnej koncentracji i opanowania przejścia górskie – Auerbach wie, że nie można zbyt długo zastanawiać się, gdzie postawić nogę. A stawia ją celnie – zarówno ze znakomitym uchwytem onirycznym, jak z naturalistycznym wyczuciem detalu, a zarazem zmysłem absurdu, groteski.

Rachela – redaktorka wspomnień Leona Weliczkera – pisała: „Wiele naiwnych refleksji jego (…) zmuszona byłam wykreślić. Inne pozostawiłam w (…) niezaradnej ich postaci, aby świadczyły o wzniosłej postawie moralnej młodego Żyda”. Surowość tonu sprzyja podkreśleniu wyjątkowej roli żydowskiego pisarza świadka, związanej nie z wybraństwem, lecz z efektem podwójnej presji. Każdy bowiem żył pod opresją „wspólnego dołu”, a do tej bolesnej oczywistości dokładał obowiązek czujności pisarskiej. O ile w sensie psychologicznym sytuacja taka jest ambiwalentna i – paradoksalnie – bywa ocalająca, o tyle w sensie praktycznym staje się nie lada wyzwaniem: „po 12 godzinach pracy i różnych bolesnych przeżyć, nie byłam w stanie zabrać się do pisania. Gdy wszyscy śpią, a samemu jest się jakoś wypoczętym – to moje (…) najlepsze godziny na pisanie nawet w normalnych czasach”. „Normalnych czasów” w życiu Auerbach było niewiele. Również jako świadectwo o życiu zbyt trudnym jest to lektura poruszająca.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się