fbpx

Fotografia ślubna: kariery i opowieści

KAROLINA J. DUDEK

KAROLINA J. DUDEK

Fotografia potwierdzała – stanowiła zatrzymany wizerunek, pieczęć zaświadczającą prawidłowy stan rzeczy. Wisząc nad łóżkiem małżonków, gdzie najczęściej ją eksponowano, wizualnie symbolizowała przyjęcie nowych ról społecznych – żony i męża

 

Nawet z dzisiejszej perspektywy trudno powiedzieć, że zaczynała skromnie. Od razu miała dobre wejście. Lubiła obracać się w towarzystwie. Choć trzeba przyznać, że poglądy miała raczej liberalne. I biednych, i bogatych demokratycznie ustawiała przed tymi samymi tłami. Z początku była jednak dość pragmatyczna. Dopiero z czasem pozwoliła sobie na nieco romantyzmu. Zawładnęła pamięcią i wyobraźnią. A ostatnio wyzwoliła się zupełnie spod presji konserwatywnych oczekiwań i robi oszałamiającą karierę jako kreatorka mody, menedżerka i pośredniczka sprzedaży. Jako reproduktorka wizerunków i modeli ma ogromną siłę oddziaływania – ukazuje, zmienia, utrwala. Jest niewiele młodsza od aparatu.

Jeżeli personifikuję fotografię ślubną, to nie dlatego, że uważam to za dobry chwyt literacki. Stoi za tym pewna filozofia patrzenia na przedmiot. W jej ujęciu fotografia nie jest biernym narzędziem rejestracji ceremonii ślubnej i wesela, ale aktorką sceny społecznej. Kapryśną. Wymagającą. Niezastąpioną! Wystarczy przejrzeć jej curriculum vitae.

Nauki społeczne już nas przyzwyczaiły, że przedmioty mają swoje biografie – indywidualne losy i historię. Tworzą też swoje kariery – różne sposoby życia i uczestniczenia w świecie – i opowieści. I nim proponuję się przyjrzeć.

 

Konserwatywne początki

Zaczynała w atelier. Para młoda odwiedzała je zaraz po wyjściu z kościoła. Ona po prawej, on po lewej, tak jak stali przed ołtarzem. „Proszę trzymać głowy prosto i patrzeć w obiektyw. Proszę się nie uśmiechać. Ręce wzdłuż ciała. W jednej dłoni rękawiczka, druga wsparta na krześle” – te nieco usztywnione pozy wymuszała technika. Długi czas naświetlania narzucał konieczność pozostania w bezruchu. Jest w tych dawnych fotografiach jakaś niewygodna sztywność i surowość. Widać też szczególną monumentalność wyprostowanych sylwetek – powagę ciała. Trudno jednak całą winą za ten nieco ponury ton obarczyć technologię. David Bell, kulturoznawca, proponował, by nie oddzielać technologii od kultury[1]. Ta pierwsza jest częścią kultury. Każdy nowy wynalazek domaga się pracy kulturowej, czyli wypracowania pewnych praktyk i konwencji użytkowania. A zatem technologia, pozwalająca na tworzenie fotografii, nie może być pojmowana jako czynnik określający społeczne użycia. Przeciwnie – stanowi nieodłączną część współczesnej kultury wizualnej, pozostającą w ścisłym związku z konkretnymi praktykami społecznymi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się