fbpx
Michał Rusinek październik 2017

Czy rządzi nami kot?

Wszystko w tej pięknej i mądrej książce jest nietypowe: format, dwie różne okładki, obwoluta, która okazuje się plakatem z obrazem Poli Dwurnik po jednej stronie, a wierszem Tomasza Majerana – po drugiej. Nietypowy jest też podtytuł: podręcznik użytkownika. Użytkownika? Seriously?

Artykuł z numeru

Geny. Projektowanie czy loteria?

Geny. Projektowanie czy loteria?

No dobrze. Typowy jest właściwie tylko tytuł. Wiadomo, że bibliografia książek i pojedynczych utworów poświęconych kotom zapewne przewyższa ilość książek poświęconych innemu gatunkowi zwierząt; koty są nie tylko arcyfotogeniczne, koty są także arcyinspirujące literacko, nieomal od początku istnienia literatury. O kotach pisali najwięksi literaci. Rozprawa o kotach w literaturze mogłaby osiągnąć pokaźne rozmiary i spokojnie spełniałaby wymogi stawiane pracom habilitacyjnym. Nie będę tu mnożył przykładów, wspomnę tylko – z premedytacją – gorzko-śmieszną, niesłusznie zapomnianą, genialną książkę Erlanda Loe Doppler. Jej bohater – na podstawie obserwacji przedmieść Oslo – wysuwa tezę dotyczącą poglądów politycznych właścicieli psów i kotów. Ci pierwsi to najczęściej prawicowcy, przy czym im bardziej skrajna prawica, tym częściej są właścicielami ras wilczuropodobnych. Ci drudzy mają częściej poglądy lewicowe i liberalne. To oczywiście uogólnienie, a obserwacja naszego lokalnego podwórka dostarcza przynajmniej jednego, za to mocnego kontrprzykładu. Pewne jest jedno: kot to także stworzenie polityczne.

W tym właśnie politycznym świetle podtytuł książki Majerana okazuje się bardziej zrozumiały. Kot, jako stworzenie polityczne, traktuje nas instrumentalnie. Wisława Szymborska zawsze się dziwiła, gdy ktoś mówił, że „ma” lub że nawet „jest właścicielem” kota. Mawiała wówczas, że mieszkanie, do którego wprowadza się kot, staje się automatycznie jego domem, w którym łaskawie pozwala czasem przebywać ludziom. O takich ludziach mawiała, że „mieszkają u kota”. No więc nie łudźmy się. To nie my jesteśmy użytkownikami kotów, to koty nami manipulują i używają nas do swoich celów. Tak zwanym targetem podręcznika, podzielonego na 19 lekcji, tylko pozornie jesteśmy my. Lekcji udziela poeta, ale po czyjej stronie stoi? Kogo reprezentuje? Dla kogo pracuje? Mam tu spore wątpliwości.

Koty Majerana spacerują swobodnie po języku, po poetykach, po stylach, po formach literackich; ironizują na temat kanonicznych utworów o kotach. Koty Dwurnik marzą o baleronie, robią miny i przyjmują różne pozy: są nastroszonymi tygrysami, grzecznymi kociątkami, wściekłymi kocurami; każą się głaskać, ale częściej pokazują, że nienawidzą ludzkich rąk („Te ręce, które chodź kotku się pieścić, / te ręce, które on nie chce się pieścić, / i te, które czy on będzie się pieścić, / niech spierdalają”). Na ostatnim rysunku, obok wiersza o śmierci, nie ma już ani jednego kota, jest tylko trawnik za blokiem. W ogóle wiersze o śmierci są w tym tomie najlepsze. Moja ulubiona jest lekcja dziewiąta, czyli wiersz Długie pożegnanie. Długie, bo kot ma przecież dziewięć żyć i każde, jak mówi na początku, zmarnowane. Ostatnie życie kończy się tak: „W dziewiątym cały / mój los się zawiera: / oddali mnie w łapy / pana Schroedingera”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się