fbpx
il. P. Podkościelny
Janusz Poniewierski marzec 2020

Czekanie na biografa

Do historii Polski i dziejów współczesnego polskiego katolicyzmu Adam Stanowski wszedł nie tyle jako uczony intelektualista, ile „niepokorny” społecznik, aktywny członek KIK-u, działacz opozycji demokratycznej i Solidarności

Artykuł z numeru

Jak mówi prawica?

Jak mówi prawica?

Dobrze, że lubelski Klub „Tygodnika Powszechnego” postanowił upamiętnić dr. Adama Stanowskiego (1927–1990) i – pomimo wysuwanych przeciwko niemu oskarżeń – zaplanował debatę na temat dziedzictwa, jakie pozostawił po sobie ten wybitny katolicki działacz społeczny i wykładowca KUL-u.

Jego życie zasługuje na solidną biografię. Dość powiedzieć, że w czasie wojny Stanowski należał do Szarych Szeregów i Armii Krajowej, brał udział w powstaniu warszawskim. „Poparzony od eksplodującej mu w kieszeni butelki z płynem samozapalnym – wspominał Jan J. Lipski – nie miał prawa przeżyć nawet w lepszych warunkach niż te, które ofiarował szpital powstańczy. Tygodniami zawieszony na pasach, polewany wodą wapienną i rivanolem, przeżył w straszliwych męczarniach”.

Po 1945 r. wznowił działalność w Sodalicji Mariańskiej, był nawet jej sekretarzem generalnym. Aresztowany przez UB, został skazany na 7 lat więzienia; na wolność wyszedł w roku 1955. Mógł wtedy ukończyć rozpoczęte wcześniej studia pedagogiczne (był uczniem m.in. Sergiusza Hessena i Heleny Radlińskiej) i podjąć pracę naukową na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zajmował się tam głównie socjologią religii i katolicką nauką społeczną. Stosunkowo niewiele na te tematy napisał, przede wszystkim jednak dał się poznać jako świetny dydaktyk (wykładał m.in. metodologię nauk społecznych, socjologię, psychologię społeczną, pedagogikę, historię wychowania, historię najnowszą, ekonomię polityczną i – już wtedy! – informatykę). Zdaniem prof. Czesława Deptuły, jego – nieliczne – publikacje były jedynie „śladami dorobku intelektualnego, który przekazywał innym drogą ustną”, podczas wykładów, dyskusji i zwykłych rozmów. O jego wykładach krążyły legendy, a jako fascynującego interlokutora zapamiętał go Adam Michnik („Każda rozmowa z nim przynosiła więcej niż sterty przeczytanych książek”).

Do historii Polski i dziejów współczesnego polskiego katolicyzmu Adam Stanowski wszedł jednak nie tyle jako uczony intelektualista, ile „niepokorny” społecznik, aktywny członek KIK-u (prezes lubelskiego Klubu), bliski współpracownik twórcy ruchu oazowego ks. Franciszka Blachnickiego, członek środowiska „Więzi”, działacz opozycji demokratycznej (był jednym ze współzałożycieli i wykładowców Uniwersytetu Latającego), a później Solidarności, wreszcie uczestnik obrad Okrągłego Stołu i senator RP.

Próbę odpowiedzi na – postawione teraz przez Klub „TP” – pytanie o to, co zawdzięczamy Adamowi Stanowskiemu, podjął kiedyś dawny opozycjonista i student KUL-u, redaktor podziemnego pisma „Spotkania” Janusz Krupski: „Jeśli chlubimy się dzisiaj, po latach, tym, że ukształtowane z jego udziałem środowisko i pismo uchroniło się od nienawiści, jeśli pozostawało otwarte nie tylko na sprawy Polaków, ale i innych narodów, szczególnie sąsiedzkich, jeśli nawet we wrogach starało się dostrzec człowieka, to jest to także jego zasługa. Zarówno ja, jak i moi koledzy ze »Spotkań« uważamy się za jego uczniów”. Dodam, że i ja, choć Stanowskiego nigdy osobiście nie spotkałem, czuję się jego dalekim uczniem – tak ważne były dla mnie niektóre napisane przezeń teksty, np. przeczytana w stanie wojennym Walka bez przemocy (1982).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się