fbpx
Józefa Hennelowa marzec 2019

Coraz bliżej albo coraz mniej

Czuję, jak te małe paluszki zdają się otulać moje własne. Będzie mi bardzo dobrze tak zostawać na długie godziny nad jego małą główką i naszymi połączonymi rękami.

Artykuł z numeru

Jak pięknie różnią się nasze mózgi

Jak pięknie różnią się nasze mózgi

29 stycznia 2019 r.

„Coraz bliżej” to wcale nie jest przekreślenie tego, co w pamięci nie tylko pozostaje, ale często tak jak teraz właśnie rysuje się jeszcze bardziej wyraźnie. Nie pamiętam ani pory roku, ani daty, ale pamiętam, tak jakby to było wczoraj, „pojedynkę” użyczoną gościnnie, a w niej kuchenkę i  łóżko, na którym kładzie się do snu moja własna córka, a zaraz za drzwiami łóżeczko dziecka narodzonego niewiele dni wcześniej. „Skąd ten rozdział?” – pytam. „Bo chciałabym się wyspać” – słyszę od matki i wcale się nie buntuję. Idę do pokoju, siadam przy główce niemowlęcia, nie chcę, żeby powtórzyło się niespokojne płakanie. Malutkie rączki wystają spod przykrycia i to, co zrobię, nie będzie ani nowym odkryciem, ani rytualną zasadą. Dotykam małych paluszków, moje duże ręce próbują schronić się w tych malutkich. Czuję, jak te małe paluszki zdają się otulać moje własne. Potem obie rączki podnoszą się ponad główkę, tak jak to zawsze robią niemowlęta usypiające głębokim snem. Tylko tym razem to małe dziecko, nie moje bezpośrednio, bo to przecież mój wnuk, włącza mnie w swój głęboki sen. Będzie mi bardzo dobrze tak zostawać na długie godziny nad jego małą główką i naszymi połączonymi rękami. Pamięć o tamtym dniu i godzinie noszę w sobie do dziś, choć nie ma już ani tej kuchni, ani tej „pojedynki”, a z ludzi jedni się postarzeli, jak ja, inni dosięgli dorosłości, jak tamto dziecko, wszyscy zmienili troski, zadania i powołania.

31 stycznia 2019 r.

Minęły dziesiątki lat, a inna moja wnuczka, już dorosła, tak jak i jej towarzysz, przychodzą na badanie lekarskie. „Czy będę miała dziecko?” – chce wiedzieć wnuczka. Lekarz potwierdza, a potem proponuje: „Może chcecie posłuchać, jak mu bije serce? To przecież już siódmy tydzień życia”. Para dorosłych milknie ze zdumienia, a potem reaguje entuzjastycznie: „Ależ tak, chcemy!”. I słyszą z aparatury, od której dotąd niewiele oczekiwali, rytm, jak się okazuje, nie tylko napełniający wzruszeniem, ale także entuzjastycznym planem. „Tak, chcemy, żeby było nasze, żeby zjawiło się na świecie, żebyśmy byli jego rodzicami”. Potem wyjdą z tym samym wzruszeniem z gabinetu i pójdą natychmiast powiadomić swoich rodziców, którzy wzruszą się i ucieszą dokładnie tak samo jak oni. Życie zmieni się w planowanie małżeństwa i oczekiwanie kogoś niespodziewanego, ale już przyjmowanego jako dar i radość. Czas będzie płynął, przybędą nowe dzieci, przybędzie nowy związek, a najstarsi w tym kręgu, jak ja sama, w takich momentach gdy zdarza mi się być blisko, zapominają o „coraz mniej”, bo odnajdywanie tego, co wnieść może tylko nowe życie, staje się darem, aż nadto przekonującym i aż nadto otwierającym ku temu, co tak bez trudu może połączyć – bez filozofii i bez wysiłku – czas jak najbardziej przeszły z najzupełniej oczywistą przyszłością ich wszystkich i mojej przy tym.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się