fbpx
Tadeusz Zatorski kwiecień 2016

Ateista nie musi przepraszać

Bóg bez znaczenia ma szansę odegrać ważną rolę w polskiej, skądinąd bardzo wątłej, debacie o współczesnym chrześcijaństwie. Wierzących zapewne nie przekona, ale może im przynajmniej wyjaśnić fenomen powszechnego zachodnioeuropejskiego ateizmu, który właściwie nie tyle zmaga się z religią, ile ją po prostu ignoruje.

Artykuł z numeru

Czarnobyl – eksplozja wolności

Czarnobyl – eksplozja wolności

– Dlaczego nie chodzisz do kościoła? (…)

– Nie jestem chrześcijaninem.

– O kurczę. (…) To można nie być chrześcijaninem?

 

Jaume Cabré, Wyznaję

(tłum. Anna Sawicka)

 

Po śmierci Jana Pawła II „Gazeta Wyborcza” opublikowała kilkanaście e-maili od czytelników poruszonych tym wydarzeniem. Wśród nich i taki: „Nie jestem katolikiem, nie posiadam łaski wiary, ale jestem wstrząśnięty odejściem Wielkiego Człowieka, przyjaciela ludzi, który całym życiem dawał przykład i świadectwo, jak powinniśmy żyć. Jako niewierzący nigdy nie usłyszałem z Jego ust słów potępienia, nie czułem się wykluczony. Chciałbym za to Janowi Pawłowi II podziękować z głębi serca”.

Ateista dziękujący katolickiemu papieżowi za to, że go nie „potępił”, i tłumaczący swój ateizm brakiem „łaski wiary” – czy coś podobnego mogłoby się wydarzyć w kraju innym niż Polska?

*

Ale tak już u nas jest: polski ateista czuje się w obowiązku przepraszać za sam fakt, że istnieje i nie potrafi się „nawrócić”. A podejmując dyskusję z polskim katolikiem, nie omieszka zaznaczyć, jak wielkim szacunkiem darzy chrześcijaństwo, fundament kultury europejskiej i jeden z najważniejszych drogowskazów moralnych ludzkości. Takich wstępów nie czyni Janusz A. Majcherek w Bogu bez znaczenia. Wręcz przeciwnie, zaczyna od deklaracji jednoznacznej: słowo „bóg” pisane jest u niego małą literą, bo „nie chodzi o żadnego konkretnego boga, zwłaszcza osobowego” (s. 7). Może się to wydać prowokacją, zwłaszcza w kraju, w którym wielką literą pisuje się już nawet nazwy zakonów – wbrew ortografii, za to w zgodzie z kierunkiem wiatru naszych czasów. Czy to jednak rzeczywiście prowokacja? Wielką literą pisze się rzeczownik pospolity „bóg”, a często i pochodzące od niego zaimki, gdy ma się na myśli bóstwo osobowe, najczęściej kojarzone z konkretną religią uniwersalistyczną, które pragnie się w ten sposób wyróżnić i uczcić. Jest to więc swoiste wyznanie wiary, składane przez autora, a bywa, że w jego imieniu przez wydawcę bądź panią korektorkę. Ateista piszący o „Bogu i Jego nieistnieniu” to zatem widok dość groteskowy. Kto o religii chce pisać bez emocji i neutralnie, ma prawo z takiego wyznania wiary zrezygnować.

A tak właśnie chce pisać Majcherek. Nie odgrzewa nieśmiertelnego pytania, czy „bóg” istnieje czy nie. Nie przypomina chrześcijaństwu mało chwalebnych kart jego dziejów, a słowo „pedofil” nie pojawia się w jego książce bodajże ani razu. W istocie stawia jednak pytanie znacznie bardziej kłopotliwe: o rzeczywisty wpływ, jaki wiara w „boga” wywiera na obraz świata i postępowanie współczesnego człowieka.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się