fbpx
Karol Tarnowski wrzesień 2010

Sekciarstwo i bałwochwalstwo

Pod Pałacem Prezydenckim mamy do czynienia nie z walką o krzyż, lecz z walką krzyżem. Ta zaś jest wyrazem najgorszego bałwochwalstwa, jakie można popełnić, bowiem jest ona absolutnym przeciwieństwem jedynego sensu krzyża, jakim jest bycie znakiem miłości, a nie nienawiści. Trudno o bardziej diabelski grymas.

Artykuł z numeru

Poszukiwanie nowoczesnego patriotyzmu

To, co stało się pod krzyżem przez Pałacem Prezydenckim 3 sierpnia 2010 roku, jest największym skandalem w historii polskiego Kościoła od roku 1989, a może i od czasów wojny. Fanatyczne zbiorowisko ludzi otwarcie zbuntowało się przeciwko decyzji kurii warszawskiej i – oczywiście – polskiego rządu w sprawie dotyczącej przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny.

W tym odrażającym spektaklu, przypominającym prawie bitwy na przedmieściach Paryża lub, mutatis mutandis, na stadionach sportowych, mamy do czynienia z owocem tego, co dojrzewa od dawna w polskim Kościele: z duchem sekty. Jej prawzorem jest Radio Maryja, ale jej przejawy pojawiają się co rusz – choćby sławna obrona krzyża na „żwirowisku” w Oświęcimiu (i sprawa klasztoru Karmelitanek, którą musiał uregulować dopiero Jan Paweł II), tak żywo przypominająca obecną „obronę”.

Czym jest sekta? Nie sięgając do uczonych definicji, można powiedzieć, że sektę tworzą ludzie zorganizowani wokół przywódcy lub symbolu, dla których przynależność do tej grupy i jej idolatryczne sacrum znaczy więcej niż przynależność do większych całości i autentycznego Sacrum. Inaczej mówiąc, sekta się wyłamuje i nie słucha poleceń instancji nadrzędnych, ponieważ „wie swoje” i gotowa jest bezcześcić prawdziwe Sacrum, preferując własne. Staje się jednostką schizmatycką, przejawem buntu i anarchii, bez względu na to, jak spoistą by miała wewnętrzną organizację. Sekta jest przejawem dezintegracji większej całości, w tym wypadku Kościoła. Jej siłą jest wyczuwalna społeczna przynależność członków sekty, która daje im poczucie siły i stanowi klasyczny przejaw „woli mocy”. Siła przeobraża się – jak w wypadkach warszawskich – w siłę fanatycznego tłumu, z którym jakakolwiek rozmowa jest absolutnie niemożliwa: jest to siła dosłownie ślepa, jak kataklizm przyrodniczy. Rzecz w tym, że nie mamy tu do czynienia z kataklizmem przyrodniczym, lecz z jego ponurym socjologicznym grymasem.

Sedno sprawy tkwi tu jednak gdzie indziej: w idolatrii. Sekciarstwo umieszcza swoje sacrum tam, gdzie go nie ma: w idolu. Idolem może być – fałszywy albo nawet prawdziwy – prorok lub też „bałwan, ludzkimi rękami uczyniony”, rzecz. Otóż bałwan spełnia tę rolę tylko dlatego, że jest symbolem: coś ucieleśnia, na coś wskazuje, ale w ten sposób także to coś zastępuje i może zastąpić całkowicie: być przedmiotem takiej „czci”, jaka należy się tylko, „w duchu i prawdzie”, temu, co symbolizowane. Idolatria jest z jednej strony wyrazem poczucia braku właściwego, ale koniecznie odczuwalnego Sacrum, z drugiej – chęci panowania przy pomocy tego symbolu nad rzeczywistością, żądzy władzy, która wkrada się do najbardziej duchowych spraw. Tak więc ksiądz Rydzyk uzurpuje sobie rolę mistrza, gdy tymczasem „jednego macie Mistrza”, natomiast krzyż, który dla chrześcijan jest symbolem najświętszego, ale również jednego jedynego Krzyża, stanowi wyjątkowo niebezpieczną pokusę idolatrii. Ponieważ sekciarstwo jest wyrazem sprzeciwu wobec Kościoła, hierarchii i autorytetów, łatwo daje się ogarnąć psychologii wroga, a więc walki. A krzyż? Strach powiedzieć, ale krzyż bywał nieraz symbolem walki z „niewiernymi”, a nawet wiernymi, i symbolem nienawiści, a nie miłości. Symbolem walki może być także flaga narodowa w czasie wojny; wojny jednak mogą być agresywne, ale i obronne – wówczas obecność flagi i walka o nią bywa moralnie usprawiedliwiona. Krzyż natomiast nie powinien być nigdy ani symbolem walki, ani jej narzędziem, nie powinien też w niej uczestniczyć. Tymczasem, tak jak bywało niestety w przeszłości, we współczesnej Polsce krzyż bywa elementem i narzędziem walki. Dlatego biskup Pieronek powiedział bardzo słusznie: pod Pałacem Prezydenckim mamy do czynienia nie z walką o krzyż, lecz z walką krzyżem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się