fbpx
Krzysztof Nawratek Listopad 2013

Jestem, więc komentuję

Jestem człowiekiem, który kieruje się w życiu określonymi wartościami. Te wartości wyniosłem z domu moich rodziców i dziadków. Z pokolenia na pokolenie kultywujemy inteligencki etos.

Artykuł z numeru

Atlas polskich mężczyzn

Atlas polskich mężczyzn

Najważniejsze wartości to: Rozum, Fakty i Prawda. Nie angażuję się w to, co nieistotne; ważne jest starcie intelektów, wojna myśli. Żyję w świecie idei, to one – nie mam co do tego żadnych wątpliwości – są jedynie ważne. Oddzielam to, co intelektualne, od tego, co emocjonalne. Fakty i emocje należą do dwu rożnych sfer i nie należy ich łączyć. Często jednak zdarza się, że są mylone. Ja tego błędu nie popełniam – moje myśli są zawsze czyste, precyzyjne, na temat.

Stoję na ramionach olbrzymów, czuję ich wsparcie. To pokolenia myślicieli, które były przede mną. Za każdym razem gdy próbuję coś powiedzieć, wiem, że ktoś powiedział to wcześniej. Ale nadal trzeba mówić, przypominać i kontynuować ich myśl, nieść ją pod strzechy. Jestem erudytą – czytam wszystko i z każdej dziedziny. Myślę i to, co przeczytam, układam w nowe wzory; wygrzebuję stare, zapomniane idee i łączę je z tym, co najnowsze, niekiedy z zupełnie innego obszaru. Nie boję się popkultury, choć niechętnie (lub nigdy) się do tego przyznaję; w metodzie i w życiu jestem postmodernistą, mimo że moje poglądy są stałe i nienaruszalne. Ale czy można dziś nie być postmodernistą? Sam skonstruowałem swoje poglądy, jestem więc ich najwierniejszym wyznawcą.

Wiem, że moja misja – oświecenia i edukacji maluczkich – to ciężki kawałek chleba. Zdaję sobie sprawę, że niewielu podąża za moją myślą. Ale staram się, bo przecież jest to mój obowiązek. Mój intelekt postrzegam jako rodzaj długu, który muszę spłacić społeczeństwu i wspólnocie (jeśli wierzę w Boga, to również Bogu). Z jednej strony martwi mnie, jak niewielki zasięg mają moje słowa, lecz z drugiej – lubię to moje doborowe towarzystwo, tę arystokrację ducha i myśli, tych, którzy jeśli nawet podejmą dyskusję, to i tak ostatecznie w zupełności się ze mną zgodzą. Lubię tych, którzy nie potrafią skomentować tego, co napisałem, ale ochoczo dają lajki na Facebooku (który jest oczywiście szatańskim dziełem i / lub też narzędziem hegemonii globalnych korporacji). Potrzebuję ich uwagi, akceptacji, podziwu. Nie jestem próżny, po prostu zasługuję na ten podziw.

Mam wyrobione zdanie na każdy temat. Począwszy od tego, jakie wino pasuje do jakiej ryby, skończywszy na polskiej polityce dotyczącej rybołówstwa. Znam języki obce, a przede wszystkim język angielski i lubię go używać, jakbym był moim nastoletnim synem, urodzonym i wychowanym w Ameryce. Jestem mieszkańcem półkolonialnego kraju, więc potrzebuję odniesień do centrum. Od mojej ideologicznej orientacji zależy, gdzie to centrum jest – w Watykanie, Nowym Jorku czy w starożytnym Rzymie. W najgorszym razie może to być nawet przedwojenna Warszawa (choć to wymaga już solidnej intelektualnej gimnastyki), lecz centrum jest niezbędne, bym mógł wyjść z „tu i teraz”. Jestem ukrytym gnostykiem – współczesny świat jest zły (a przynajmniej – wedle „gnostycyzmu lokalnego” – Polska jest zła), moje komentowanie świata jest w istocie jego fundamentalną krytyką. Moja pozycja jest zawsze „na zewnątrz”, nawet gdy znajdę się w centrum ideowego sporu. To moje „na zewnątrz” wymaga pewnego stałego punktu podparcia – temu właśnie służy centrum. Jestem agentem wpływu owego centrum (nawet jeśli ono o tym nie wie), owo zewnętrzne źródło daje mi siłę i konstytuuje moją wyjątkową pozycję.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się