fbpx
Zbigniew Rokita Kwiecień 2015

Przeszłości nie można przewidzieć

Temat ludobójstwa pojawi się na tegorocznej Eurowizji. Pod szyldem Armenii w powołanej ad hoc grupie Genealogy wystąpią Ormianie z pięciu kontynentów – ma to symbolizować naród rozrzucony po świecie wskutek genocydu z 1915 r. Wykonają oni utwór Don’t Deny (Nie zaprzeczaj). Przesłanie tytułu jest łatwe do rozszyfrowania.

Artykuł z numeru

Bracia i wrogowie. Antysemityzm katolików.

Bracia i wrogowie. Antysemityzm katolików.

 

Z Araratem jechałem z gruzińskiej Dżawachetii do Armenii starym fordem escortem. Poczęstował mnie papierosami marki Ararat i piwem Ararat. Kiedy dziwiłem się, dlaczego wszystkiemu dają taką nazwę, Ararat zaczął wymieniać: „Mamy jeszcze sok, klub piłkarski, bank, koniak, pyszne kurczaki Araraty na erywańskiej ulicy Sajat Nowy i wiele innych”.

Ararat to góra, na której osiąść miała arka Noego, tam też według podań odrodziło się życie na ziemi (Ormianie uważają się za potomków prawnuka Noego Hajka; po ormiańsku Armenia to Hajastan, a Ormianin to Haj). Z Erywania przy sprzyjającej pogodzie dobrze widać szczyty Araratu – to raptem kilkadziesiąt kilometrów. Do stolicy Armenii przyjeżdżają Ormianie z całego świata, chcą zobaczyć świętą górę, ale pojawia się problem: tu nie ma Araratu. Góra, podobnie jak wiele innych świętych ormiańskich miejsc (Wan, Ani czy Kars), znajduje się po tureckiej stronie granicy. Narodowe świętości „wyemigrowały”, a Ormian nie ma tam od 100 lat.

Chranusz Harratian w książce Armenia. Kultura współczesna w ujęciu antropologicznym cytowała wspomnienia z czasów ludobójstwa: „Najpierw jej córka umarła z głodu w czasie ucieczki. Potem [kobieta] spotkała żołnierzy, którzy wybili jej zęby kolbą karabinu. Potem wycięli jej w brzuchu otwór w kształcie krzyża i wyciągnęli jelita. Myśleli, że nie żyje, więc ją zostawili. Ale ona tylko straciła przytomność. Potem się ocknęła i zobaczyła syna. Znalazła w sobie dość siły, żeby wepchnąć kiszki z powrotem do brzucha, zaszyła dziurę zwykłą igłą, przywiązała syna swoją spódnicą i ruszyła naprzód, czołgając się i ciągnąc go za sobą. Po paru dniach również on zmarł. Wróciła z jego ciałem i pochowała obok córki. A potem znalazła w sobie siłę, żeby iść dalej. Potem odnalazła krewnych”. W rezultacie ludobójstwa, którego Turcy dokonali przed 100 laty na Ormianach, życie straciło według szacunków od 800 tys. do 1,5 mln osób.

W przededniu genocydu armeńska państwowość nie istniała już od kilkuset lat. Ziemie licznie zamieszkane przez Ormian były rozdzielone granicą – jedna część (po 1991 r. Republika Armenii, wcześniej Armeńska Socjalistyczna Republika Radziecka) znajdowała się pod kontrolą Moskwy, druga (dzisiejsza wschodnia Turcja) Stambułu.

Pogromy rozpoczęły się już w latach 90. XIX w. Gdy imperium osmańskie słabło, Ormianie domagali się autonomii, a Stambuł odpowiedział przemocą – w samym okresie 1894–1896 zamordowano może kilkadziesiąt, może kilkaset tysięcy osób – trudno tu o precyzyjne dane. Rzezie osiągnęły apogeum podczas I wojny światowej: zwłaszcza w latach 1915–1918. Władze w Stambule obawiały się wówczas, że jeśli wroga armia rosyjska wtargnęłaby do wschodniej Anatolii, chrześcijańscy Ormianie mogliby poprzeć cara. Na wszelki wypadek postanowiono więc „zlikwidować V kolumnę”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się