fbpx
Konrad Pędziwiatr Styczeń 2015

Arabska zimna Wiosna

Arabów nie postrzega się jako aktorów historycznych, ale raczej jak kukiełki w rękach dyktatorów. Pomija się w ten sposób fakt, że największą sympatią do bliskowschodnich i północnoafrykańskich autokratów pałają nie tyle ich własne społeczeństwa, ile kraje Zachodu.

Artykuł z numeru

Wolność od/do religii

Wolność od/do religii

W grudniu 2014 r. upłynęły cztery lata od momentu, kiedy akt samospalenia 26-letniego Tunezyjczyka Muhammada Bouazizi wywołał lawinę zmian na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Zainspirował także wiele osób w innych częściach świata, w tym w USA (ruch Occupy Wall Street), do walki o poprawę własnej sytuacji. Choć działanie Tunezyjczyka miało charakter indywidualny, wielu dostrzegło w nim sprzeciw wobec niedoskonałości systemowych, takich jak trudne warunki bytowe, pogłębiające się nierówności ekonomiczne, powszechna korupcja oraz brak podstawowych wolności. Akt ten szybko zyskał wymiar ogólnospołeczny i przerodził się w ponadnarodowy ruch niezadowolenia społecznego, który gruntownie przebudował scenę polityczną oraz doprowadził do głębokich przemian społecznych i ekonomicznych w wielu krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej (MENA – Middle East and North Africa).

Z perspektywy czasu warto przyjrzeć się zmianom, jakie przyniosła Arabska Wiosna dla całego regionu, i spróbować je ocenić. Wbrew optymistycznym prognozom z 2011 r. wydarzenia te mają dziś wydźwięk zdecydowanie mniej pozytywny i skłaniają wielu obserwatorów regionu, by określić całokształt przemian ostatnich czterech lat raczej mianem Arabskiej Zimy niż Arabskiej Wiosny.

Zwiastuny zmian

Choć to wydarzenia w Tunezji dały początek fali przemian określanych mianem Arabskiej Wiosny, warto pamiętać o wcześniejszych protestach w regionie, w tym tych w Libanie i Iranie, które niejako zapowiedziały wybuch szerokiego niezadowolenia społecznego i koniec rządów niektórych regionalnych dyktatorów.

Libańska Rewolucja Cedrowa wyprowadziła na ulice Bejrutu ponad milion ludzi w 2005 r. Protestujący domagali się realnej suwerenności i demokracji oraz ukrócenia faktu ingerencji krajów ościennych w politykę państwa. Masowe demonstracje poskutkowały m.in. wycofaniem wojsk syryjskich z Libanu. Dziś Damaszek wciąż ma znaczący wpływ na scenę polityczną w Libanie poprzez polityków związanych z Hezbollahem, ale przynajmniej z ulic Bejrutu i innych libańskich miast zniknęli żołnierze Baszara al-Asada. Gdyby jego wojska nadal były tam obecne, to bardzo prawdopodobne, że Libanu – kraju dopiero co odbudowanego po wojnie domowej – nie ominąłby regularny konflikt, z którym mamy dziś do czynienia w Syrii. Liban m.in. dzięki własnej armii zdołał uniknąć zaangażowania w „awanturę syryjską”, choć ponosi w największym stopniu koszty humanitarne konfliktu syryjskiego – przyjął prawie 1,2 mln uchodźców1.

Kolejnym ważnym wydarzeniem, które mogło służyć jako ostrzeżenie dla rządzących w regionie, była nieudana rewolucja irańska. Śmierć na oczach świata młodej teheranki Nedy Agha-Soltan2 i manifestacje Irańczyków, niechcących pogodzić się z cudami nad urną, nie doprowadziły co prawda do powtórki wyborów w Iranie w 2009 r., ale zdecydowanie przyspieszyły zorganizowanie się ruchu opozycyjnego.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się