fbpx
Justyna Bargielska Grudzień 2014

Jak zaczynają się święta

„Tomku – mówię – jeśli chodzi o dziury, o które pytałeś na początku, zdarza się, że kiedy bardzo się zdenerwuję, rzucam o ścianę tym, co mam pod ręką. Najczęściej jest to ta oto żaba. To malachit. Ona jest z Chin. Przepłynęła taki kawał, żeby być ze mną, a ja rzucam nią o ścianę. Jak widzisz, nietrudno mnie zdenerwować”.

Artykuł z numeru

XI: Nie marnuj

XI: Nie marnuj

Przyszedł taki dzień, że już tylko wspomnienie pozostało po skaleczeniu, jakie zrobiłam sobie, patrosząc halloweenową dynię, i oto dziecię nam się narodziło, syn został nam dany, jak mówi Izajasz, a po nim śpiewa Händel. To znaczy nie całkowicie nam, bo ja teraz chodzę bardzo przejęta prorodzinną polityką rządu i dbam o antykoncepcję jak nigdy, nie narodziło, bo pod klatkę schodową przyszło na nogach, a potem wjechało windą, nie syn, tylko kolega syna i o daniu też nie może być mowy, bo wypożyczono nam go na późne popołudnie i wieczór. Ale konfuzję wywołał jak w swoim czasie sam Pan niejaki Jezus.

Tomek mu było. „Dlaczego macie dziury w ścianach?” – zapytał, zdjąwszy trzewiczki i ustawiwszy je nosek w nosek obok szafki na buty. Dziury w ścianach mamy dwóch. Wszystkie (a jest ich pięć do siedmiu) wyglądają na ślady po rzuceniu kubkiem (trzy z nich), miniaturowym terakotowym wojownikiem albo malachitową żabą (reszta, gdyż to chińskie badziewie jest praktycznie niezniszczalne). Znajdują się na ścianach przeciwległych do miejsc, gdzie stoją komputery, na których pracuję. Jasne? Jasne. „Dlaczego nie chcesz się ze mną ożenić, Ashley?” – spytała Scarlett, zanim rzuciła wazonikiem o ścianę nad kominkiem. Nim malachitowa żaba odbije się od ściany, też stawiam pytania zaczynające się od „dlaczego”, ale nigdy nie pozwalam, żeby kończyły się na „Ashley”, choć spektrum tematyczne moich frustracji jest szerokie, że hej. Bierze się to z faktu, że z Ashleyem idzie się dogadać merytorycznie, w co wierzę, i przysięgam, że kiedyś tego spróbuję, natomiast świat jako taki w swej nieogarnionej reszcie nadaje się tylko do tego, aby weń rzucić wazonikiem. Wyrazem takiej postawy są dziury w moich ścianach. „Tomku – mówię. – Wkręcałam śrubkę pod obrazek i wszystko się posypało, bo to ściana nośna”. „Ale gdzie pani wkręcała śrubkę?” – pyta Tomek. „Tutaj” – pokazuję na największą dziurę. „Tutaj pani wkręcała, a wszędzie się posypało?” – pyta Tomek. „Z grubsza – odpowiadam. – Rozumiesz, Tomku, świat dorosłych. Rządzi się nieco innymi prawami”. „Fizyki? – pyta Tomek. – Innymi prawami fizyki?”

Psychofizyki. Ale wkręcanie śrubki rozkręca Tomka: czy pani przeczytała te wszystkie książki? Dlaczego rower stoi na środku pokoju? Czy pani chce zrobić ognisko z tej kupy liści na balkonie? Czy ta pani na zdjęciu jest goła? Czy ta goła pani to ktoś z rodziny? O, a ile pani miała wtedy lat? A teraz ile ma pani lat? A to dużo czy mało? Co to za pusty pokój? Gdzie jest wasz tata? A macie konsolę, bo Jurek mówił, że macie? Aha, u taty. Dlaczego wasza konsola mieszka z tatą?

„Tomku – mówię – jeśli chodzi o dziury, o które pytałeś na początku, zdarza się, że kiedy bardzo się zdenerwuję, rzucam o ścianę tym, co mam pod ręką. Najczęściej jest to ta oto żaba. To malachit. Ona jest z Chin. Przepłynęła taki kawał, żeby być ze mną, a ja rzucam nią o ścianę. Jak widzisz, nietrudno mnie zdenerwować”. Tomek rozpromienia się uszczęśliwiony, ale potem poważnieje: „A czy rzuca pani żabą przy dzieciach?”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się