fbpx
Grażyna Szwat-Gyłybowa Grudzień 2014

Mikołaja Grynberga poszukiwanie życia

Osobistą i żywą prawdę Grynberg stawia na pierwszym miejscu; ceni jej złożoność, migotliwość sensów, niuanse odsłaniające to, co przypadkowe, a zarazem brzemienne w skutki.

Artykuł z numeru

XI: Nie marnuj

XI: Nie marnuj

Mikołaj Grynberg od kilku lat publikuje dokumentalne książki poświęcone żydowskiemu doświadczeniu życia po Holokauście. Ten artysta fotograf, twórca oryginalny i poszukujący, w kolejnych swoich dziełach dający interesujące i ważne świadectwo wrażliwości estetycznej, emocjonalnej i intelektualnej, przed dziewięciu laty dokonał zwrotu zainteresowań i rozpoczął realizację kolejnych autorskich projektów. Trudno znaleźć dla nich dobrą nazwę. Ich celem jest przybliżenie ludziom żyjącym 70 lat po Zagładzie jej skutków, które wciąż pozostają nie do pojęcia.

Początek tej drogi ilustruje album Auschwitz. Co ja tu robię? (2009); jest to dzieło synkretyczne, w którym słowo i obraz budują przejmującą relację o ludziach odwiedzających muzeum w Auschwitz, a w pośredni sposób o mentalnych (i nadal niewyobrażalnych) konsekwencjach tego, co się tam wydarzyło. W dziele tym Grynberg pozostaje fotografem, ale jest także wrażliwym zbieraczem myśli. W pewien sposób posługuje się poetyką wypracowaną w swoim poprzednim projekcie „antropologiczno-artystycznym” Wiele kobiet (2008), gdzie portrety kobiet z różnych zakątków kuli ziemskiej otrzymały dopełnienie, swoisty werbalny retusz w postaci towarzyszącego ich zdjęciom autokomentarza. W Auschwitz. Co ja tu robię? nieostre zdjęcia, gwarantujące rozmówcom anonimowość, pozostają nieoczywistym, jakby mistycznym dokumentem realnej w tamtej chwili i miejscu obecności ludzi. Pomimo zastosowanego chwytu na fotografiach odpieczętowana została niepowtarzalność każdej z tych postaci, a mglisty obraz za każdym razem staje się dla odbiorcy wezwaniem do uchwycenia ostrości w przebłysku zrozumienia. Mają w tym dopomóc przypadkowo (?) dobrane słowa kogoś stamtąd, czasami jakby nieśmiało wypowiedziane, zredukowane do jednego urwanego zdania lub kilku monosylab, kiedy indziej skondensowane w krótkiej formule minitraktatu, korespondującego z filozoficznymi bądź teologicznymi formami namysłu nad Zagładą. Z tych okruchów myśli i słów powstaje pełna napięcia wielopodmiotowa narracja, mieniąca się niezliczoną liczbą odcieni ludzkiej wrażliwości i refleksji nad zgorszeniem zła, krzywdą i cierpieniem. Słowa błąkają się między cieniami, cienie między słowami, budząc nieodparte skojarzenia z Szeolem. Widziane obiektywem Grynberga Auschwitz – muzeum jest przestrzenią generującą pamięć o Zagładzie, ale także miejscem, gdzie pod wpływem materialnej namacalności zbrodni z żywych uchodzi życie. Gdzie kontury obojętnych na wszystko murów na mocy paradoksu uderzają w ludzką integralność, usuwając wszelkie jej psychiczne zabezpieczenia, i człowiek staje się bezbronnym, świadomym własnej kruchości cieniem. Jego dalsze istnienie wymaga uformowania nowej wewnętrznej dyspozycji wobec świata.

Opiekun pamięci

Jak wiadomo, po II wojnie światowej teologia i filozofia próbowały dać odpowiedź na doświadczenie Holokaustu także i z tej perspektywy. I choć nie zabrakło wielu głębokich ujęć (wśród nich szczególne miejsce zajmuje Pytanie o winę Karla Jaspersa z 1946 r.), ani filozofia, ani teologia, niezależnie od konfesyjnego rytu, nie zdołały udźwignąć tego ciężaru. Również teologia żydowska, częstokroć bezsilna wobec mocnego wyobrażenia Boga przejawiającego się w historii, a więc przyjmującego odpowiedzialność za to, co ona przynosi, na pytanie o źródło i sens zła nie udzieliła jednolitej odpowiedzi (1). Bezsilność ta znajdowała wyraz w przesyconym udręką milczeniu, którego prefiguracją pozostaje dla nas biblijny Hiob: „Dla niemal wszystkich teologów i pisarzy religijnych najważniejszym bohaterem, wirtuozem wiary, gniewu, buntu i wierności okazuje się Hiob, Hiob, który pyta, domaga się odpowiedzi, a gdy wreszcie Bóg mocy i Bóg miłosierdzia odsłania mu swe oblicze, pokutuje i powiada Bogu: »Otom ja lichy, cóż ci mam odpowiedzieć? Rękę moją włożę na usta moje« (39:37). Elie Wiesel, więzień obozu w Auschwitz, również staje po stronie Hioba, »który wybiera pytania, a nie odpowiedzi, milczenie, a nie przemowy (…). Czy możemy pozwolić sobie na to, żeby mówić? Czy możemy twierdzić „wiem”? Wiedzieć, jak i dlaczego ofiary były ofiarami, mordercy mordercami? Czy zdołamy zrozumieć śmiertelne męki i udręczenie, samopoświęcenie dla wiary i wiarę samą sześciu milionów istot ludzkich, tych wszystkich, którzy nazywali się Hiob? Kimże jesteśmy, by ośmielić się i osądzać?«. Nie zrozumiemy tego, co się stało, bawiąc się słowami. »Przeciwnie. Jak powiadają starożytni: Ci, którzy wiedzą, nie mówią, ci, którzy mówią, nie wiedzą… Nauczmy się milczeć«” (2).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się