fbpx
Justyna Bargielska Październik 2014

Jak balonik z balonikiem

To fatalny pozór, że osoba, którą dotknęło gatunkowo podobne do naszego własnego nieszczęście, nie wydaje nam się obca, i uleganie temu mirażowi jedynie pogłębia studnię obopólnego nieszczęścia. Pogłębianie studni nieszczęścia nie jest tak dobrą metaforą jak nakręcanie spirali przemocy, ale może też się przyjmie.

Artykuł z numeru

Jak wiara zmienia Biblię?

Jak wiara zmienia Biblię?

Niekiedy ból jest tak wielki, że nie sposób znosić go dłużej w pojedynkę. Wdowiec z ósmego piętra powiedział do mnie w windzie, że cieszy się z końca wakacji, bo wrócą ludzie na osiedle i nie będzie musiał czekać codziennie rano 15 minut, aż poleci ciepła woda. Przedtem przez dwa lata mówił dzień dobry, przez kolejne dwa i dzień dobry, i do widzenia, coś mogło z tego być. Wakacje się skończyły, przyszła jesień, u siebie na dziesiątym już przywykłam, że ciepła woda leci zaraz po odkręceniu właściwego kurka, a wdowiec z ósmego przestał mi odpowiadać na cokolwiek, co do niego powiem. I nic już z nas nie będzie, ponieważ niekiedy ból jest tak wielki, że trzeba o nim komuś opowiedzieć. A potem się okazuje, że wcale taki wielki nie był i wystarczyło przeczekać.

Oczywiście jestem równie jak wdowiec z ósmego odpowiedzialna za pogrzebanie nadziei na rozwój naszej relacji: mogłam była w mniej żarliwym, za to stosowniejszym do pogaduszek w windzie tonie przekazać mu pełną współczucia informację, że „a u mnie na dziesiątym to dopiero!”. I już naprawdę niepotrzebne było z mojej strony zapraszające „proszę sobie wyobrazić”. „Nie zawsze lepiej jest dać się poruszyć”, pisze Susan Sontag w Widoku ludzkiego cierpienia. Dzięki, Susan. Teraz to już sama wiem. 15 października obchodzony jest w kraju i na świecie Dzień Dziecka Utraconego. Nie jest to jakieś starożytne święto, zwłaszcza w zestawieniu z – nazwijmy to – zadawnieniem problemu, którego dotyczy. Dopiero w 1988 r. Ronald Reagan powiedział narodowi amerykańskiemu, że ogłasza październik miesiącem pamięci o dzieciach zmarłych w czasie ciąży i niemowlęctwie, nam zaś import tej akurat transoceanicznej nowinki zajął niemalże 20 lat. Ale od jakiegoś czasu i w Polsce świętuje się 15 października: najczęściej właśnie w trybie, którego sensowność próbowałam podważyć w pierwszym akapicie – dzielenia się bólem z przypadkową osobą. Pisałam o tym już w wielu miejscach, a i same obchody z każdym rokiem cieszą się regularnie większym zainteresowaniem mediów i opinii publicznej, więc tym razem potraktuję opis świątecznych obrzędów skrótowo: osieroceni rodzice w połowie października zbierają się w jakimś neutralnym miejscu, np. w parku miejskim, wypuszczają błękitne i różowe baloniki, na których czasem piszą imiona dzieci, oraz rozmawiają o swojej stracie. To fatalny pozór, że osoba, którą dotknę ło gatunkowo podobne do naszego własnego nieszczęście, nie wydaje nam się obca, i uleganie temu mirażowi jedynie pogłębia studnię obopólnego nieszczęścia. Pogłębianie studni nieszczęścia nie jest tak dobrą metaforą jak nakręcanie spirali przemocy, ale może też się przyjmie.

Ale jest jeden jasny, w takim paliatywnym sensie, aspekt dzielenia się bólem. Przy okazji tych wszystkich Dni pisanych wielką literą: Pamięci o Ofiarach Wypadków Komunikacyjnych, Pamięci o Konieczności Robienia Cytologii (który jest jednocześnie Dniem Świadomości, że Rak Szyjki Macicy Może Zabić), Pamięci o Koreankach Gwałconych przez Japońskich Żołnierzy itd., telewizje i internety pokazują głównie ofiary, a robią to tak chytrze, że widzów zazwyczaj zalewa fala współczucia. Sontag pisze: „Dopóki odczuwamy współczucie, czujemy, że nie jesteśmy wspólnikami tych, którzy tego cierpienia przysporzyli. Współczucie wyraża zarówno naszą bezsilność, jak i niewinność”. I każe odsunąć na bok współczucie, żeby móc, jak to zabawnie mówi moja kuzynka terapeutka, stanąć w prawdzie i rzetelnie obadać, czy aby cierpienie osób oglądanych w telewizji nie pochodzi z tego samego rozdzielnika co nasz – przyjmijmy, że chwilowy – brak cierpienia. Konsekwencją takiego obadania i wyciągnięcia z niego – przewidywalnych – wniosków miałoby być solidarne wystąpienie przeciwko sprawcy cierpienia. No to ja nie wiem. Jest coś dziecinnego w występowaniu przeciwko temu, kto odpowiada za raka, katastrofy lotnicze, zespół śmierci łóżeczkowej czy wyrywające ręce razem z płucami wadliwe sprzęty AGD. Ja w każdym razie na takie wystąpienie nie jestem gotowa. Jeszcze nie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się