fbpx
z Zuzanną Skalską rozmawia Urszula Pieczek lipiec-sierpień 2014

Świadomość zmian

Elementem łączącym wszystkie sfery naszego życia jest dziś ponad wszystkim technologia. To ona będzie miała największy wpływ na przyszłość. Będziemy musieli się w większym lub mniejszym stopniu podporządkować zmianom zachodzącym w jej obrębie oraz przez nią narzucanym. Technologia już dziś jest wszechobecna.

Artykuł z numeru

Nazywaj rzeczy po imieniu

Nazywaj rzeczy po imieniu

Co może Pani powiedzieć o przyszłości rzeczy, obserwując je dzisiaj?

Nie zmienimy drastycznie tego, co nas otacza. Podstawa pozostaje niezmienna. Stare domy, tak jak i nowe, mają mury, podłogę, sufit, oświetlenie. Od momentu kiedy wymyśliliśmy koło, zawsze tak samo kołem toczymy. Wyobrażamy sobie świat przyszłości właśnie teraz. Jako osoba profesjonalnie zajmująca się badaniem trendów nie mogę podać jednoznacznej wizji tego, co będzie nas otaczać za 30, 50, 100 lat – takie spojrzenie jest możliwe, ale niedostępne dla konsumentów. To, co staram się robić w mojej pracy, to analizując różne aspekty teraźniejszości, zastanawiać się wraz z moimi klientami, nad tym, co się będzie działo za 5, 10, najdalej za 15 lat. Na pewno bardzo dużo zmieni się w kulturze, systemie politycznym i gospodarczym, a także w przestrzeni, w której będziemy się otaczać przedmiotami. Dziś, w 2014 r. – ludzie nie mają tożsamości, są pozbawieni samych siebie, ponieważ dziś markują ich wielkie korporacje, którym zależy na unifikacji indywiduum.

Jeśli już jesteśmy przy kwestiach tożsamościowych, dlaczego wciąż istnieje silny podział na produkty tylko dla kobiet i tylko dla mężczyzn?

To się zmieni. Żyjemy w czasie, w którym rola płci w rodzinie i społeczeństwie przestaje mieć fundamentalne znaczenie. Różnice płciowe ustępują dziś miejsca różnicom indywidualnym. I takich rzeczy dziś poszukujemy i potrzebujemy – skrojonych na miarę indywiduum, a nie płci.

Czy to znaczy, że będziemy dążyć do tworzenia takich rzeczy, które są unisex, pozbawione cech płciowych?

Takie pytanie to przejaw myślenia kategoriami produkcji masowej. Pomyślmy – jeżeli złamię rękę, zostanie ona zeskanowana i według tego skanu wydrukują mi potem gips, tak by mogła ona w nim swobodnie „oddychać” (co jest dla mnie wtedy przecież najważniejsze), to czy ten gips będzie mieć płeć? Czy da się taki produkt wytwarzać masowo? Nie. To jest ekstremalny przykład, ale bardzo dobrze obrazuje zmianę, jaka zachodzi w myśleniu o wytwarzaniu rzeczy. Dziś mówi się coraz częściej o końcu masowej produkcji i początku ery personalizacji. To jest też teraz najbardziej palący problem wielkich firm, które chcą utrzymać produkcję na ogromną skalę: jak masowo produkować rzeczy, które jednocześnie będą stworzone dla konkretnego, indywidualnego klienta?

Produkcja masowa sprawia, że zapominamy o różnicach kulturowych. A przecież geografia ma silny wpływ na odbiór rzeczy. Postrzegamy i rozumiemy je według określonego kodu kulturowego, nawet jeśli często nie zdajemy sobie sprawy, że Europejczycy używają rzeczy zupełnie inaczej niż Azjaci czy Afrykanie.

To prawda, choć i same te różnice, a nie tylko ich świadomość, w jakimś stopniu ulegają erozji pod wpływem procesów globalizacyjnych. Po II wojnie światowej Europa Zachodnia zachłysnęła się Stanami Zjednoczonymi, przeżyła falę tzw. amerykanizacji. I to tak wielką, że dziś nie możemy już właściwie mówić o tym jak o fenomenie, ponieważ na każdym kroku mamy McDonald’s, nie rozpoznajemy już obcych wpływów. Ale dziś jesteśmy też na szczycie rozwoju, do którego doprowadzić mogła obrana przez nas ścieżka. Dalej już iść nie możemy – więcej mieć i więcej zarabiać. Dlatego musimy redefiniować samo pojęcie ekonomii. Wydawało nam się, że ekonomia jest wzrastającą nieskończonością, że dobra gospodarka, dobry rozwój to coś, co nieustannie rośnie, a jeżeli maleje – to znaczy, że mamy kryzys. W pewnym momencie okazało się jednak, że istnieje punkt graniczny i że właśnie go osiągnęliśmy – nie możemy się już bardziej wzbogacić. Czy można mieć więcej telewizorów, kamer, par butów? Raczej nie. Istnieje też granica, która nie pozwala nam się dalej zapożyczać. Belgijski ekonomista Geert Noels w swojej książce Econoshock 2.0 doskonale zilustrował różne, niekoniecznie pozytywne, skutki dążenia do wzrostu gospodarczego. Kryzys finansowy, którego doświadczyliśmy (osobiście uważam, że był sztuczny i po części rozbuchany przez media), pokazał, że nie możemy mieć więcej. Wiemy, czym jest wzrost gospodarczy, wiemy, czym spadek, ale po gwałtownym załamaniu nie potrafimy sobie poradzić z rozsądnym wychodzeniem z kryzysu. Potrzebujemy jakiegoś zrównoważenia dla dotychczsowego modelu, który zawiódł. Tym balansem jest nadchodząca skandynawizacja.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się