fbpx
Janusz Poniewierski Kwiecień 2014

Kanonizacja jako orędzie dla Kościoła

27 kwietnia 2014 r. do chwały ołtarzy zostaną wspólnie wyniesieni dwaj soborowi papieże: Jan XXIII i Jan Paweł II. Otrzymamy w ten sposób wyraźny sygnał, że nie ma odwrotu od Vaticanum II: soboru, który jeden z nich rozpoczął, a drugi cierpliwie i konsekwentnie wcielał w życie Kościoła. Dalej: poprzez tę podwójną kanonizację Franciszek mówi nam, że zainicjowany przez Jana XXIII i kontynuowany przez Jana Pawła II dialog ze światem stanowi drogę, którą dalej powinien iść Kościół.

Artykuł z numeru

Polska na weselu

Polska na weselu

Czekająca nas w kwietniu wspólna kanonizacja dwóch papieży ma swój precedens: 3 września 2000 r. błogosławionymi zostali ogłoszeni: Pius IX i Jan XXIII. Wydaje mi się, że rozumiem powody, dla których Jan Paweł II zdecydował się wówczas na wspólną beatyfikację tych dwóch swoich poprzedników. Trwał Wielki Jubileusz dwutysiąclecia chrześcijaństwa, a Papież – jak sądzę – chciał podkreślić, że Kościół jest pluralistyczny, otwarty dla wszystkich pomimo wciąż podejmowanych prób jego dzielenia (np. na tzw. tradycjonalistów i katolików otwartych).

Warto przy tej okazji pamiętać, że obaj beatyfikowani wtedy papieże byli inicjatorami kolejnych soborów, niewykluczone zatem, że Jan Paweł pragnął w ten sposób również „dowartościować” II Sobór Watykański (poniekąd go uprawomocnić wobec fali katolickiej kontestacji), a jednocześnie umiejscowić go w długiej tradycji Kościoła. Pokazać, że pomiędzy Vaticanum Primum a Vaticanum Secundum istnieje ciągłość, a nie zerwanie.

Skądinąd wiadomo jednak, że „każdy kij ma dwa końce”… Akcentowanie tzw. hermeneutyki ciągłości mogło zapowiadać, że przestaniemy w II Soborze Watykańskim dostrzegać to, co było w nim przełomowe. Że spojrzymy nań jak na jedno z wielu wydarzeń z przeszłości. Z kolei wspólna beatyfikacja Piusa IX, autora encykliki Quanta cura i dołączonego do niej Syllabusa, oraz Jana XXIII, człowieka uznanego przez świat za symbol otwartości chrześcijaństwa, mogła być odczytana jako pomniejszenie szczególnego świadectwa złożonego przez papieża Roncallego, jakąś jego relatywizację. Tak jakby dziś – w wieku XXI – możliwe (tzn. wskazane, pożądane) było sprawowanie urzędu biskupa i papieża na sposób Piusa IX…

To rodziło obawy, że podobny scenariusz może zostać zrealizowany również przy okazji beatyfikacji Jana Pawła II. Że mianowicie zostanie on ogłoszony błogosławionym np. razem z Piusem XII. Do tego na szczęście nie doszło, a papieża Wojtyłę beatyfikowano „w pojedynkę”– w ustanowione przezeń święto Bożego Miłosierdzia (1 maja 2011). Dzięki temu możliwe stało się ukazanie fenomenu Jana Pawła II w całym jego bogactwie (wraz z uwzględnieniem uprawianej przezeń teologii miłosierdzia). Z drugiej strony jednak – zwłaszcza w Kościele w Polsce – pojawiła się pokusa triumfalizmu, pragnienie zobaczenia w polskim papieżu giganta, jakiego świat i Kościół dotąd jeszcze nie widzieli.

Z tego powodu decyzję papieża Franciszka o wspólnej kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II przyjęto u nas z pewnym dystansem. Daje on znać o sobie do dzisiaj – np. wtedy gdy w niektórych wystąpieniach polskich biskupów mówi się wyłącznie o kanonizacji Jana Pawła II, tak jakby Jan XXIII nie był „nasz”. Dzieje się tak, jakby nie dostrzegano bliskości łączącej obu papieży – oraz tego, że wybór papieża Wojtyły stał się możliwy dzięki krótkiemu, ale znaczącemu pontyfikatowi papieża Roncallego. Dzieje się tak, jak gdyby zapomniano, że w Kościele powszechnym nie ma „naszych” i „nie naszych” biskupów Rzymu! Że świętość wreszcie ma wymiar uniwersalny.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się