fbpx
Marcin Napiórkowski Marzec 2014

Dlaczego wierzę w mitologię smoleńską?

Z jednej strony mamy Polskę nowoczesną i postępową, europejską i otwartą na świat; z drugiej strony są „oni” – roszczeniowi, zacofani, niezdolni do pogodzenia się z teraźniejszością. O ile jednak łatwo zobaczyć, że „ich” mitologia posługuje się stereotypami, upraszcza, wręcz ogłupia, o tyle znacznie trudniej przyznać się, że powtarzając „nasze własne” mity, również czujemy się… zwolnieni z myślenia.

Artykuł z numeru

Człowiek jaki to rodzaj?

Człowiek jaki to rodzaj?

Ci, którzy co miesiąc przychodzą pod Pałac Prezydencki, protekcjonalnie określani mianem „ludu smoleńskiego”, są bezpośrednimi spadkobiercami pięknej polskiej tradycji: kobiet, które w XIX w. nosiły czarne suknie na znak żałoby po przegranych powstaniach, i opozycjonistów zbierających się 1 sierpnia na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, by uczcić pamięć poległych w roku 1944. Wiece i miesięcznice przez swoją formę, a także treść wygłaszanych wówczas przemówień nawiązują do działań tych, którzy z narażeniem życia pielęgnowali pamięć o ofiarach Katynia i zamordowanych w więzieniu mokotowskim; wszystkich którzy poprzez praktyki wspólnotowej żałoby odmawiali podporządkowania się obcej, narzucanej z zewnątrz władzy. Choćby dlatego „mitologia smoleńska” zasługuje na rzeczową analizę.

Jeśli natomiast ktoś wierzy, że Polska jest dziś niepodległa i demokratyczna oraz potrzebuje innego patriotyzmu i innej pamięci – jednoczącej, wzmacniającej ducha wspólnoty, pamięci, która pozwoli nam się poczuć gospodarzami we własnym kraju – tym bardziej powinien poznać i zrozumieć „mitologię smoleńską”! Trudno przecież walczyć z czymś, czego się nie zna i nie rozumie. Jeśli problem polega na tym – jak chcieliby polityczni przeciwnicy zgromadzonych pod Pałacem Prezydenckim – że w wolnej Polsce taka forma pamięci nie jest już potrzebna, to i tak warto spytać: dlaczego wciąż okazuje się tak atrakcyjna? Jeśli uważamy, że „religia smoleńska” jest głęboko fałszywa, tym bardziej powinno nam zależeć na jej zrozumieniu. Jak działa? Czemu wciąż ma tylu zwolenników? Dlaczego – najwyraźniej – według wielu ludzi objaśnia świat „lepiej” niż przemówienia rządzących i raporty oficjalnych komisji badających przyczyny wypadku?

Jak działa mit?

„Religia smoleńska” lub „mitologia smoleńska” są pejoratywnymi określeniami, w dyskursie publicystycznym używanymi zwykle w celu ośmieszenia politycznych przeciwników. Tak się jednak składa, że zespół zjawisk, który lekceważy się, stosując te terminy, faktycznie przejawia wiele cech mitu czy religii. Współczesna kultura polityczna pamięci ma, jak słusznie zauważa Zbigniew Mikołejko, „swoją liturgię, rytuały, święta, jak chociażby spotkania rocznicowe. Ma również swoich kaznodziejów i kapłanów, swoje legendy, jak również stronę demoniczną – miejsce dla tych, którzy są demonizowani”[1]. W jaki sposób wydarzenie z tak nieodległej przeszłości w ciągu zaledwie trzech lat zdołało przemienić się w mit?

Jak podaje jedna z definicji, mit jest to przeszłość, która powraca w teraźniejszości. Mircea Eliade, jeden z najważniejszych badaczy zagadnienia, twierdzi, że cechą każdego mitu jest wyraźne zwrócenie uwagi na istnienie trzech różnych sfer czasu: doskonałej, wzorcowej przeszłości; ułomnej, świeckiej teraźniejszości i święta, które w specjalnych okolicznościach na powrót łączy przeszłość i przyszłość rozdzielone w wyniku „pierwotnego upadku”. Każde święto buduje więc metafizyczny most lub tunel, dzięki któremu teraźniejszość czerpie moc z bohaterskiej przeszłości. Eliade pisze, że dzięki świętom ludzie wierzący w mit stają się okresowo współcześni bogom i herosom[2].

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się