fbpx
z Martą Tomaszewską i Jakubem Rutkowskim rozmawia Marta Duch-Dyngosz Styczeń 2014

Na straży opinii

Liczby jako takie nie kłamią. Trzeba jednak od razu dodać dwa warunki: jeśli są wynikiem rzetelnego sondażu i są właściwie interpretowane.

Artykuł z numeru

Wojna

Wojna

Marta Duch-Dyngosz: Nazwaliście swój projekt Na Straży Sondaży. Przed czym sondaże trzeba strzec?

Marta Tomaszewska: Przed ich złym wykorzystywaniem. Prowadzi ono do spadku zaufania do sondaży i szerzej – do całej branży badawczej. Po studiach socjologicznych mamy w głowie pewien ideał badania opinii publicznej. Z jednej strony zależy nam, by sondaże nie straciły swojej funkcji, jaką jest dostarczanie ludziom samowiedzy. Z drugiej – zwracamy uwagę na źle przeprowadzone sondaże oraz staramy się wyposażyć odbiorców wyników prezentowanych w mediach w wiedzę i narzędzia pozwalające im samodzielnie ocenić rzetelność badań.

Ranga nadawana tego typu badaniu nieraz bywa przesadzona, tzn. odrywa się go od stojących za wynikami opinii obywateli i zaczyna traktować jak narzędzie walki o pozycje czy wpływy. Staramy się pokazać zarówno możliwości, jak i ograniczenia badań sondażowych. Chcemy też kształtować debatę publiczną na temat roli badań opinii publicznej.

Prof. Antoni Sułek, który wspiera działalność naszego zespołu, mówi w tym kontekście o „wrogach sondaży”. Dynamika mediów wymusza szybką pracę, a pośpiech nie jest sprzymierzeńcem rzetelnych badań. Kolejnym problemem jest ograniczenie wydatków przez podmioty je zamawiające, co wpływa na ich jakość, bo dobre badanie musi kosztować. Niestety, sondażem jako produktem – zamawianym i sprzedawanym – rządzą reguły rynku i dlatego niezbędna jest pamięć o etyce tak badawczej, jak i dziennikarskiej, by chronić rzetelność badań.

Jaki jest Państwa „numer jeden” źle zinterpretowanych badań w mediach?

Jakub Rutkowski: W zeszłym roku źle zinterpretowanych badań w mediach było wiele. Jednym z przykładów jest szeroko komentowany raport Polskiej Fundacji Pomocy Dzieciom „Maciuś”: Głód i niedożywienie dzieci w Polsce. Badanie zrealizowane przez Dom Badawczy Maison dotyczyło dzieci, ale badaną grupą nie były ani one, ani ich rodzice, ale nauczyciele i reprezentanci instytucji pomocy społecznej. Przedstawicieli tych środowisk poproszono o oszacowanie, ile dzieci dotyka problem niedożywienia. Abstrahując od tego, w jaki sposób badani szacowali tę liczbę, wynik przedstawiono w raporcie fundacji jako: „prawie co dziesiąte dziecko z klas 1–3”. Natomiast nagłówki prasowe mówiły o Kraju głodnych dzieci (J. Ćwiek, „Rzeczpospolita” z 26 lutego 2013 r.) i o tym, że Prawie milion dzieci głoduje (W. Kamiński, „Gazeta Polska Codziennie” z 27 lutego 2013 r.). „Prawie milion”, czyli dokładnie 800 tys., wzięło się z wyliczenia 10% ze wszystkich niepełnoletnich osób w kraju, a nie dzieci z klas 1–3, których badanie dotyczyło. To uogólnienie doprowadziło do rażącego przeszacowania, bo wśród uczniów klas 1–3 niedożywionych dzieci byłoby ośmiokrotnie mniej. Drugim poważnym błędem było posłużenie się sformułowaniem „głodowanie” jako synonimem „niedożywienia”. Przy tak ważnej kwestii terminy mają niebagatelne znaczenie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się