fbpx
Józefa Hennelowa Styczeń 2014

Coraz bliżej albo coraz mniej

Przez moment zdaję sobie sprawę, jak strasznie zubażam siebie, narzekając na biedy widoczne gołym okiem, tak łatwo wyolbrzymiane, jeśli się o niczym innym nie potrafi pamiętać.

Artykuł z numeru

Wojna

Wojna

24 listopada 2013, niedziela

Ziemia, planeta ludzi. Kiedy Saint-Exupéry pisał swoją powieść – w przekładzie Marii Morstin-Górskiej nosi ona tytuł: Ziemia, ojczyzna ludzi – było jeszcze chyba za wcześnie na ogarniające glob poczucie jakiejkolwiek więzi. Teraz, w XXI w., zaczynamy to doświadczenie przeżywać coraz bardziej masowo.

Wczorajsza wizyta przyjaciół. Mają gromadkę wnuków, więc opowiadania co nie miara, a wszystko miłe i pocieszające. Ale Jurek musi w pewnym momencie przerwać rodzinne gadki, bo chce opowiedzieć o czymś, co go pochłania od wielu lat – o nowych wieściach z kosmosu. Jest profesorem nauk ścisłych, ale także astronomem z zamiłowania, więc każda nowa wiadomość z przestrzeni międzygwiezdnej to dla niego po prostu pasjonująca nowina, o której umie mówić ze szczegółami i zawsze precyzyjnie aż do bólu. Przez kwadrans jesteśmy bardzo daleko od domu i od polskich narzekań, od jakich roi się w dziennikach drukowanych, mówionych i pokazywanych. Jaka szkoda, że za oknem szare chmury w wąziutkim wycinku między blokami… Przestrzeń międzygwiezdna zaczyna rosnąć. We wspomnieniach odnajduję cudowne noce wakacji z lat dziecinnych, kiedy przed snem wychodziłam w otwartą przestrzeń, żeby zobaczyć niebo z gwiazdami, od brzegu do brzegu, albo wschodzący księżyc. W tamtym czasie podczas niedzielnych mszy szkolnych śpiewaliśmy pieśń, której po wojnie już nie słyszałam. Zaczynała się od słów: „O Ty, Przedwieczny, który lat tysiące, / co dzień gasisz i zapalasz słońce…”. Zostawiła one we mnie tę samą wizję Wszechświata, który został dla nas stworzony. Jurek wymienia odległości, z których każda mierzona jest latami świetlnymi – dla nas niewyobrażalne. Komety, której pojawienie się tak go przejęło, nie zobaczymy niestety, kiedy przybliży się do Słońca tak, że zacznie topnieć i tracić zawartość, bo wtedy właśnie będzie je okrążać od strony, której z Ziemi nie widać.

Przez moment zdaję sobie sprawę, jak strasznie zubażam siebie, narzekając na biedy widoczne gołym okiem, tak łatwo wyolbrzymiane, jeśli się o niczym innym nie potrafi pamiętać.