fbpx
Józefa Hennelowa październik 2013

Coraz bliżej albo coraz mniej

Napisałam już, jak bardzo w starości potrzebny jest pomocnik w szukaniu sensu każdego dnia i każdej godziny przedłużającej się ponad miarę egzystencji.

Artykuł z numeru

Jezus Żydów

Jezus Żydów

30 sierpnia 2013, piątek

Bywa, że niełatwo jest zachować optymizm i nadzieję, które wypełniają stwierdzenie: coraz bliżej. Lektura wakacyjnego numeru „Znaku” (nr 698–699, lipiec–sierpień 2013) była dla mnie prawdziwym wstrząsem. Już same tytuły poruszały i kazały spojrzeć na problemy, o których próbuję pisać w swojej rubryce – a nawet na samą ideę jej prowadzenia – z innej strony: Czy długowieczność nas jeszcze kusi?, Kiedy jakość i długość życia idę w parze, Oddzielmy starzenie od długowieczności. Jeszcze bardziej przejmujący był drukowany kilka tygodni później w „Tygodniku Powszechnym” artykuł s. Barbary Chyrowicz o tzw. testamencie życia (Słuchaj mnie, kiedy odchodzę…, „TP” nr 32, 11 sierpnia 2013). Nie mogę zapomnieć cytowanego tam opisu śmiertelnie chorego, który zza szkła izolatki, podłączony do uciążliwych aparatur przedłużających mu życie o dni albo godziny, zdołał przekazać komunikat: „Pozbawiają mnie mojej własnej śmierci”. Przedłużanie się życia ludzkiego staje się nie tylko coraz częściej poruszanym tematem medialnym. Jest już doświadczeniem, które wzbiera, jak podnoszący się zarys chmury, nad perspektywą naszej cywilizacji, a przez to nie tylko ściąga na ziemię tych, którzy radziłby – jak ja – coraz częściej myśleć o nadchodzącej wieczności. Zdaje się także destruować ów podział na doczesność i wieczność, życie i śmierć. Bo pomiędzy tym jest chyba coś jeszcze – to umieranie… Czy zatem w ogóle mogę myśleć o jakimś „coraz bliżej”? Czy w ogóle można prowadzić taki rachunek czasu, jaki sugeruje tytuł mojej rubryki? Wieczność jest przecież zagadką, więc arytmetyka lat nie wchodzi tu w rachubę. Z kolei statystyczne wyliczenia, najzupełniej świeckie, nieubłaganie wskazują, że coraz więcej z nas będzie żyło o wiele dłużej, niż się mogli spodziewać, pamiętając, kiedy żegnali rówieśników albo rodziców. Dzisiaj usłyszałam w radio zapowiedź – zakomunikowaną w tonie na wskroś optymistycznym – obchodów urodzinowych artysty, który właśnie skończył 100 lat. A to wcale nie jest zjawisko rzadkie i pominę już to, co prognozują coraz częściej (w „Znaku” także) lekarze i naukowcy. Tajemnica momentu naszego przejścia na tamtą stronę pozostanie nieprzenikniona, cokolwiek próbowano by rozświetlić czy odsłonić środkami ludzkimi. Rachunek „coraz mniej”, po pierwsze, każe pamiętać, że może się on wydłużać ponad naszą wyobraźnię. Równocześnie to nieubłagana prawda, o której doświadczenie każe nam coraz lepiej pamiętać, że w owym „coraz mniej” może się mieścić więcej, niż tylko odniesienie do wieczności: to, co się dzieje z człowiekiem starzejącym się, potrafi wypchnąć na zupełny margines, jeśli nie w ogóle zniszczyć, jego życie duchowe i psychiczne. Taka jest bowiem siła zjawisk starzenia się, których przybywa o wiele szybciej i w o wiele większym zakresie, niż znała to medycyna wczorajsza i przedwczorajsza. Taki jest gorzki owoc postępu w tej dziedzinie przeniesiony na losy ludzi przeliczanych już w niejednym społeczeństwie na wielki procent.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się