fbpx
Tadeusz Zatorski czerwiec 2013

Doniosłość mitu

Autora Pracy nad mitem nie sposób zamknąć w żadnej prostej, uniwersalnej formule, a ktokolwiek próbuje jednak zmierzyć się z jego niełatwą i wymagającą prozą, bardzo szybko nabiera przekonania, że dane mu jest obcować z myślą jednego z najbardziej frapujących europejskich filozofów XX w.

Artykuł z numeru

Czy rodzice mogą być tej samej płci?

Czy rodzice mogą być tej samej płci?

Hans Blumenberg to myśliciel mało w Polsce znany, nieprawdą byłoby jednak stwierdzenie, że nieznany całkowicie. W 1997 r. nakładem warszawskiej Oficyny Naukowej ukazały się (w przekładzie Wandy Lipnik) Rzeczywistości, w których żyjemy. Można się było wówczas zastanawiać, dlaczego prezentację jego filozofii w naszym kraju rozpoczęto od książki nienależącej wcale do najważniejszych w jego bardzo bogatym i różnorodnym dorobku. To samo wydawnictwo udostępniło teraz czytelnikowi polskiemu dzieło innego już kalibru, Pracę nad mitem, które obok Prawowitości epoki nowożytnej, Paradygmatów metaforologii, Narodzin świata kopernikańskiego i Czytelności świata zaliczyć trzeba bez wątpienia do opera magna Blumenberga.

Jedna fotografia

Autor Pracy nad mitem urodził się w 1920 r. w Lubece. Jego matka była Żydówką, która przed ślubem przyjęła katolicyzm (ponoć przyszły teść zażyczył sobie przy tym, by najpierw przeszła na… protestantyzm, a dopiero potem, już jako chrześcijanka dokonała konwersji na wyznanie męża). Pochodzenie z mieszanego małżeństwa naraziło Blumenberga w czasach nazizmu na liczne upokorzenia i represje. Choć gimnazjum ukończył jako prymus (to samo notabene, do którego uczęszczał niegdyś Tomasz Mann), nie pozwolono mu na podjęcie studiów na żadnym z uniwersytetów państwowych. Umożliwiły mu to jedynie katolickie uczelnie w Paderborn i Frankfurcie nad Menem. Blumenberg rozważał podobno w tym czasie nawet przyjęcie święceń kapłańskich, do końca życia zachował przy tym wdzięczność dla Kościoła, z którego nigdy formalnie nie wystąpił mimo coraz wyraźniejszego dystansu do wiary i chrześcijaństwa, widocznego w jego życiu i pismach (nie zdecydował się na ochrzczenie ostatniego z czworga swoich dzieci, a przed śmiercią zabronił rodzinie dopuszczać do siebie „lekarzy i księży”). W roku 1941 wcielono go do Arbeitsdienstu, a w 1945 internowano w obozie w Zerbst. Został stamtąd uwolniony dzięki interwencji Heinricha Drägera, lubeckiego przemysłowca parającego się również naukami społecznymi, który bardzo energicznie zaangażował się w pomoc Żydom prześladowanym w Trzeciej Rzeszy. Do końca wojny Blumenberg ukrywał się u rodziny swej przyszłej żony. Po 1945 r. studiował filozofię, germanistykę i filologię klasyczną na uniwersytecie w Hamburgu, a po uzyskaniu doktoratu i habilitacji w Kilonii pracował jako wykładowca filozofii w Hamburgu, Gießen, Bochum i Münster, gdzie w 1985 r. przeszedł na emeryturę. Jego tamtejsze wykłady cieszyły się ogromną popularnością i ściągały słuchaczy także spoza uniwersytetu.

Zwłaszcza po przejściu na emeryturę Blumenberg bardzo ograniczył swoje kontakty ze światem. Nie przyjmował zaproszeń na konferencje naukowe, pracował nocami, kontakty towarzyskie utrzymując z bardzo nielicznymi przyjaciółmi – miały one zresztą po części charakter wyłącznie korespondencji lub rozmów telefonicznych, prowadzonych niekiedy o dość osobliwych porach. Gdy w 1996 r. zmarł, okazało się, że na rynku nie ma praktycznie żadnych jego książek, a w obiegu publicznym znajduje się tylko jedna jego w miarę aktualna fotografia. W dobie powszechnego ekshibicjonizmu, wszechobecności mediów i aparatów fotograficznych, wreszcie w czasach zastanawiającej nadaktywności uniwersyteckich myślicieli w objaśnianiu świata widowni telewizyjnej musiało to wywołać zdziwienie czy wręcz zaniepokojenie, z pewnością też pobudzało fantazję. Na swój sposób także fascynowało. Świadectwem tej fascynacji jest wydana jesienią 2011 r. powieść Sibylle Lewitscharoff Blumenberg, dobrze przyjęta przez krytykę. Opowiada ona jednak głównie o losach czwórki wyimaginowanych studentów profesora, podczas gdy sam tytułowy bohater, wykreowany na postać wręcz mityczną, stylizowaną nieco na św. Hieronima, pozostaje w głębokim tle.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się