fbpx
Marzena Zdanowska czerwiec 2013

Czy połączą nas dzieci?

Jednym z największych niebezpieczeństw dla debaty o związkach jednopłciowych i dzieciach, które się w nich wychowują, jest niebezpieczeństwo utraty wspólnego języka. I nie chodzi tylko o założenia aksjologiczne leżące u źródeł każdego ze stanowisk, ale też o pojedyncze słowa. Podzielenie się językiem po połowie na pewno nie pomoże w wymianie argumentów.

Artykuł z numeru

Czy rodzice mogą być tej samej płci?

Czy rodzice mogą być tej samej płci?

Dyskusja, jaka przetoczyła się przez Polskę przy okazji głosowania projektów ustawy o związkach partnerskich, mogłaby być jedynie kolejnym przykładem na nasze lokalne wojny kulturowe, gdyby nie fakt, że wpisuje się w szerszy kontekst zmian prawnych, burzliwych debat i tłumnych manifestacji niezadowolonych obywateli w innych państwach. Mimo że każdy kraj, w którym toczą się te spory, jest na innym etapie prac nad kształtem prawa, wydaje się, że argumentacja poszczególnych grup wpisuje się w większą, ponadnarodową narrację. Być może właśnie dlatego w Polsce projekty, które nie wspominają nawet o adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, budzą lęk przed taką możliwością – przecież we Francji zaczęło się od niewinnych, choć też pierwotnie budzących kontrowersje, paktów cywilnych solidarności (PACS), które regulowały takie kwestie jak korzystanie z ubezpieczenia społecznego partnera czy wypłacenie zasiłku pogrzebowego, a skończyło się w kwietniu tego roku przyjęciem przez francuski parlament prawa zezwalającego na małżeństwa i adopcje dzieci przez pary jednopłciowe. Można więc spodziewać się, twierdzą zaniepokojeni, że w Polsce także nie skończyłoby się na uregulowaniu kwestii spadkowych i ubezpieczeniowych. A to właśnie rysujące się na horyzoncie regulacje dotyczące sytuacji dzieci wydają się budzić największe kontrowersje. Argumentem za taką tezą jest choćby sytuacja Francji posiadającej od kilkunastu lat wspomniany już PACS, gdzie dopiero prawo do małżeństw i adopcji dla osób homoseksualnych skłoniło licznych obywateli, żeby swoje oburzenie wyrazić na ulicach.

Które dobro?

Kwestii związków partnerskich i małżeńskich dla osób homoseksualnych nie należy oczywiście sprowadzać jedynie do sytuacji dzieci, ale nawet gdybyśmy na potrzeby tego tekstu założyli, że jedynie ten problem należy rozstrzygnąć, i tak nie ułatwiłoby to nam zadania. Wydaje się, że zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy nowej instytucji uważają dobro dzieci za niezwykle istotne. Trudność polega na tym, że inaczej to dobro definiują.

Z jednej strony mamy przeciwników wychowywania dzieci przez osoby homoseksualne, twierdzących, że brak dwojga rodziców różnej płci może być dla rozwoju dziecka szkodliwy. Można przeczytać o tym m.in. w dokumencie wydanym przez Kongregację Nauki Wiary w 2003 r. Uwagi dotyczące projektów legalizacji prawnej związków między osobami homoseksualnymi: „Jak pokazuje doświadczenie, brak dwubiegunowości płciowej stwarza przeszkody w normalnym rozwoju dzieci, ewentualnie włączonych w takie związki. Brakuje im doświadczenia macierzyństwa albo ojcostwa. Włączenie dzieci do związków homoseksualnych na drodze adopcji oznacza w rzeczywistości dokonanie przemocy na tych dzieciach w tym sensie, że wykorzystuje się ich bezbronność dla włączenia ich w środowisko, które nie sprzyja ich pełnemu rozwojowi ludzkiemu”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się