fbpx
Jakub Lubelski październik 2012

Nieodzowność hreczkosieja-awangardzisty

Prawica w Polsce przegrywa kulturę od lat. Dlaczego? Bardzo trudno z tego charakterystycznego natężenia tonu, postulatywności i wyuczonych zwrotów utkać dzieło sztuki. Lewica nie daje tak łatwo skoszarować swego języka, pozwala sobie na zabawę słowem, słucha człowieka i wyłapuje jego natręctwa i dziwactwa. Rozsmakowuje się w nich. Prawica swej „defiladowej” dyscypliny pilnuje nawet w warstwie językowej.

Artykuł z numeru

Katolicy otwarci: Czy Kościół trzeba ratować?

Katolicy otwarci: Czy Kościół trzeba ratować?

Rozumiem wciąż powracające tęsknoty za wielkimi, epickimi formami prozatorskimi, sam jednak takich nie odczuwam. Najbardziej frapujące są dla mnie pytania o polityczność literatury oraz jej związki z publicystyką. Formą sztuki zaangażowanej po 1989 r. ma być sztuka krytyczna. Twórcy związani z lewicą, wrażliwi na szkodliwe według nich zjawiska społeczne sięgnęli sprytnie po termin dobrze się kojarzący: po pierwsze – z dojrzałym realizmem powieści XIX-wiecznej, po drugie – ze sprzeciwem wobec ciasnego socrealizmu. Nie trzeba pogłębionej analizy, by wskazać na owe konteksty jako leżące u genezy wygodnego dla lewicy terminu. W ten sposób zaistniało przeciwstawienie literatury krytycznej i literatury prawicowej. Lecz tu rodzi się problem. Jeśli bowiem sztuka krytyczna to taka, której twórcy kontestują rozmaite zjawiska społeczne i polityczne, to za czołowych krytyków III RP uznałbym szeroko rozumianą prawicę. Jednak – z wyjątkiem grupy ośmiu konserwatywnych intelektualistów, dyskutujących w drugiej połowie lat 90. klasyczne teksty filozoficzne, którzy przyjęli szyld Warszawskiego Klubu Krytyki Politycznej – termin „krytyka” przylgnął do lewicy. Jaki jest efekt? Prawica w sztuce wypiera się kierunku własnego zaangażowania.

Czy istnieje „literatura prawicowa”? Rafał Ziemkiewicz odpowiada krótko – czegoś takiego nie ma. Istnieje zaś – mówi – „pewna wpływowa koteria w krytyce literackiej i mediach, która domaga się, by literatura opisywała nie realnie istniejącą III RP, ale jak w czasach socrealizmu, rzeczywistość postulowaną – »państwo, będące największym sukcesem w dziejach Polaków«. A pisarzy, którzy się temu nie podporządkowują, usiłuje wykluczyć taką właśnie etykietą”. Opinia ta, akcentująca stygmatyzującą funkcję tzw. salonu, jest pozbawiona siły perswazji. Z pewnością obrazi (a może i rozbawi?) nieprzekonanych. Owej mocy przekonywania nigdy za dużo, bo wbrew opinii autora Michnikowszczyzny, wielu potrafiłoby wskazać, kto tworzy tak definiowaną literaturę. Czy istnieje zatem w sztuce prawicowy pisarz? Zanim udzielimy jednoznacznej odpowiedzi, przyjrzyjmy się, kim mógłby on być.

O trzech takich, co piszą…

Pisarz prawicowy to taki, którego światopogląd jest znany i klasyfikowany jako prawicowy, ale jego twórczości, samej literatury prawicowość nie dotyczy. Znajomość poglądów twórcy może sprzyjać naszemu zainteresowaniu jego pracą literacką, bądź nas od niej odpychać, tak jak naszą ciekawość dzieła może osłabić szczególnie paskudna przywara autora. Zdarza się jednak, że zarówno różnice, jak i przywary pociągają. Literatura piękna daje się oczywiście politycznie używać, jednak najwyższy kunszt artystyczny i swoboda duchowa wymykają się nawet najsprawniejszym kategoriom ideologicznym. Znakomitym przykładem tak rozumianego pisarstwa i jednocześnie znanej i wyrazistej funkcji społecznej mógłby być Jarosław Marek Rymkiewicz. Nie chodzi tylko o poezję twórcy z Milanówka, ale przede wszystkim o słynną trylogię, na którą składają się Wieszanie, Kinderszenen oraz Samuel Zborowski.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się