fbpx
Marzena Zdanowska wrzesień 2012

Córki na wymarciu

Preferencje dotyczące płci potomstwa istniały w społeczeństwach Azji od dawna. Jednak dopiero dostęp do badań prenatalnych określających płeć uwidocznił drastycznie, co może oznaczać przyznawanie pierwszeństwa synom. Śmierć córek, która w poprzednich dziesięcioleciach była często wynikiem zaniedbania i braku odpowiedniej opieki medycznej, a przez to mogła być postrzegana jako przypadkowa, stała się w ostatnich latach przejawem świadomego i zaplanowanego działania rodziców.

Artykuł z numeru

Jak przekłady zmieniają Biblię?

Jak przekłady zmieniają Biblię?

„Gdyby 160 mln kobiet zniknęło w Stanach Zjednoczonych, każdy by zauważył, bo to znaczyłoby, że nie została ani jedna. Wyobraźmy sobie Amerykę, z której wymazano wszystkie kobiety: sklepy i hipermarkety, autostrady i szpitale, sale konferencyjne i wykładowe zapełnione wyłącznie mężczyznami. Wyobraźmy sobie autobusy, tramwaje i pociągi dowożące ludzi do pracy, z których usunięto wszystkie kobiety. Twoją żonę i twoją córkę. Albo ciebie”. Używając takich słów Mara Hvistendahl, autorka książki Unnatural Selection (Dobór nienaturalny), próbuje zobrazować skalę problemu aborcji selekcyjnej – usuwania ciąży, kiedy z badań prenatalnych wynika, że dziecko mające się urodzić jest płci żeńskiej. Zjawisko kojarzone głównie z Indiami i Chinami, w rzeczywistości ma o wiele większy zasięg. Szacuje się, że z tego właśnie powodu wśród mieszkańców samej Azji brakuje 160 mln kobiet. Badania pokazują, że problem może dotyczyć dziś także niektórych krajów Europy oraz środowisk imigrantów m.in. w Stanach Zjednoczonych.

Naturalne 105

W Stanach Zjednoczonych brak 160 mln kobiet byłby od razu widoczny gołym okiem, ale w Azji zbadanie problemu zajęło więcej czasu. Po pierwsze, dlatego że populacja w samych Chinach i Indiach liczy około 2,5 mld ludzi (w całej Azji żyje 4,2 mld), więc brak nawet tak dużej liczby kobiet nie rzuca się w oczy. Po drugie, dlatego że kiedy już ustalono, iż statystyki z tego kontynentu odbiegają od normy, trudno było w nie uwierzyć, a badacze w pierwszej kolejności zajęli się podważaniem jakości danych.

Zacznijmy od tego, skąd wzięła się liczba 160 mln. Nie istnieje przecież wzór matematyczny, który określałby, jaki dokładnie odsetek danej populacji powinny stanowić kobiety. Liczba kobiet i mężczyzn w danym kraju zależy od wielu czynników, takich jak śmiertelność matek przy porodzie, liczba i skala konfliktów zbrojnych, w których częściej giną mężczyźni, czy status, jaki mają kobiety w danym społeczeństwie, co może przekładać się na dostęp do żywności, wody, opieki medycznej, a więc na ich przeżywalność. Jedyne, co można przyjąć za pewnik, to struktura płci przy narodzeniu – na każde 100 dziewczynek rodzi się średnio 105 chłopców (za naturalny wskaźnik maskulinizacji wśród noworodków przyjmuje się przedział od 103 do 107).

W latach 60. XX w. statystyki Chin mieściły się w tej normie. Jednak według danych z 1987 r. na 100 dziewczynek rodziło się już 110 chłopców, a w 1995 r. – 118. Podobnie niepokojące dane napływały z innych krajów Azji, takich jak Indie, Korea Południowa i Tajwan. Z jakiegoś powodu z czasem coraz mniej dziewczynek przychodziło na świat. O wiele mniej, niż powinno. Właśnie te odstępstwa od normy stały się podstawą oszacowania wymienionej wyżej liczby.

Z początku do danych z Azji podchodzono z dużą ostrożnością. Wydawało się, że odstępstwa od normy w oficjalnych statystykach mogą mieć bardzo proste uzasadnienie. Jedne z bardziej niepokojących danych pochodziły z Chin, czyli kraju znanego z polityki jednego dziecka, i opierały się na listach dzieci oficjalnie zarejestrowanych przez rodziców w państwowych urzędach. Demografowie podejrzewali, że pary pragnące mieć syna nie zgłaszały nikomu narodzin córki i dzięki temu unikały kar pieniężnych, przymusowej aborcji przy drugiej ciąży czy sterylizacji. Według tej teorii dziewczynki ginęły jedynie w statystykach. Problem polegał na tym, że dane z kolejnego spisu powszechnego, połączonego z amnestią dla rodziców ukrytych dzieci, nie wyglądały dużo lepiej. Unikanie rejestracji potomstwa co prawda się zdarzało, ale na małą skalę, i nadal nie tłumaczyło nienaturalnej struktury płci wśród dzieci.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się