fbpx
Abel A. Murcia Soriano wrzesień 2012

Pamięć hiszpańska jest milczeniem

Chcę mówić o pamięci, nie o historii. W Hiszpanii ciągle spieramy się o interpretację przeróżnych faktów z naszej najnowszej historii. Na przykład, czy wojna domowa była konieczna, czy rozpoczęła się w roku 1936 czy 1931, czy doszło do zamachu stanu i wiele innych. Od początku lat 30. w różnych częściach kraju zaczęły się dziać rzeczy okropne – tak po stronie prawicy, jak i lewicy hiszpańskiej.

Artykuł z numeru

Jak przekłady zmieniają Biblię?

Jak przekłady zmieniają Biblię?

Chcę mówić o pamięci, nie o historii. W Hiszpanii ciągle spieramy się o interpretację przeróżnych faktów z naszej najnowszej historii. Na przykład, czy wojna domowa była konieczna, czy rozpoczęła się w roku 1936 czy 1931, czy doszło do zamachu stanu i wiele innych. Od początku lat 30. w różnych częściach kraju zaczęły się dziać rzeczy okropne – tak po stronie prawicy, jak i lewicy hiszpańskiej.

Sam nie zamierzam rozstrzygać tych sporów. To, co mnie interesuje, to reakcja społeczeństwa hiszpańskiego na wszystkie te wydarzenia. Fakty, o których mówimy, miały miejsce już blisko 80 lat temu. Większości osób, które pamiętają wojnę, już nie żyje; ci zaś, którzy byli aktywni w czasach reżimu Franco, wciąż zabierają głos we współczesnej debacie publicznej.

Sytuację w Hiszpanii można przedstawić następująco: najpierw była wojna, po której nastąpił czterdziestoletni okres jednej tylko pamięci – pamięci wygranych. Ci ostatni mieli czas i środki, by pamiętać publicznie; była też, oczywiście, pamięć przegranych, nieco inaczej wyglądająca – najczęściej z konieczności milcząca.

Nim jednak przejdę do szczegółów, podzielę się jednym z moich pierwszych polskich doświadczeń, również związanych z pamięcią. Kiedy przyjechałem do Polski, odwiedzałem przeróżne domy i spotykałem bardzo różnych ludzi, nie mogłem wyjść z dojmującego poczucia szoku. Polegał on na tym, że kiedy wyjeżdżałem z Hiszpanii we wczesnych latach 80. w hiszpańskich rodzinach w ogóle nie mówiło się o wojnie i cierpieniach, pamięć nie była artykułowana. W Polsce było wręcz przeciwnie – pamięć o przeszłości, wydarzeniach często niezwykle bolesnych, była niemal wszechobecna, bez względu na to, jak silna była propaganda reżimu. W Hiszpanii nigdy się z tym nie spotkałem, ani po stronie wygranych, ani przegranych. Cisza i milczenie w przeciwieństwie do polskiego gwaru i kłótni o pamięć. Dopiero po śmierci Franco w 1975 r. niektóre kwestie zaczęły pojawiać się jawnie w dyskusji. Musiało minąć naprawdę wiele czasu, zanim pewne zdarzenia, znane w rodzinach, wyszły na światło dzienne.

Hiszpańskie historie rodzinne są do siebie bardzo podobne, tak jak podobny jest proces budzenia pamięci. Na przykład, kiedy w domu pojawiało się zdjęcie dziadka w mundurze wojskowym zwykle, co zrozumiałe, był to żołnierz wojsk strony wygranych, wojsk gen. Franco. Kłopot pojawiał się wtedy, kiedy ten sam dziadek młodszy o wiele lat ubrany był w mundur armii republikańskiej, czyli strony przegranych. Jak to możliwe, skoro dziadek był wojskowym do końca życia, czyli także podczas rządów Franco? Owszem, był, odpowiadano, ale zanim przeszedł do Franco, był żołnierzem armii republikańskiej. Jak zrozumieć tę sytuację? Wyjaśnienie jest niezwykle proste, choć ukazuje też całą życiową komplikację hiszpańskiego losu. Otóż w wojnie domowej w Hiszpanii ludzie często byli po jednej lub drugiej stronie nie z powodów ideologicznych, lecz dlatego, że rejon, z którego pochodzili, znalazł się pod panowaniem rządu republikańskiego lub drugiej strony konfliktu. To powodowało, że pamięć o tamtych wydarzeniach była tym bardziej bolesna i trudna.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się