fbpx
Justyna Bargielska maj 2012

„Może być bez tytułu”

Wina, jaką na siebie przyjmujemy wraz z dostępem do wierszy Szymborskiej, jest winą Ewy: odtąd nie tylko będziemy wiedzieli więcej, ale będziemy odpowiedzialni za więcej, będziemy powołani nie tylko do analizy, ale i do syntezy, do ciągłego sprawdzania, czy rzeczy ważne naprawdę są ważniejsze od nieważnych – i które są które.

Artykuł z numeru

Wszyscy jesteśmy chłopami

Wszyscy jesteśmy chłopami

Tekst, który Państwo przeczytają, a z nim ja, jako jego autorka, mamy ten komfort, że ani on, ani ja nie aspirujemy do niczego ponad próbę opowiedzenia o tym, co umiem i chcę przeczytać u Wisławy Szymborskiej. Jednocześnie zastrzegamy sobie oboje prawo do okolicznościowego braku zainteresowania tym, co umieją i chcą przeczytać inni, jak również do niewiedzy o tym, że inni przeczytali u poetki to samo bądź podobne, a opowiedzieli o tym w bardziej eleganckich i porywających zdaniach.

„To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby”

„Czuję się zagrożony wszelkim horyzontem” – żali się w Głosach z tomu Wszelki wypadek Appiusz Papiusz Hostiuszowi Meliuszowi, na co Hostiusz, z wyraźnie pokrzepiającą intonacją, odpowiada: „Naprzód. Gdzieś wreszcie jest koniec świata”. Rzymianie w Głosach są aroganccy i spięci, skupieni na tuszowaniu swojego zdezorientowania mnogością „małych narodów”, które „rozumieją mało”, a które tworzą wokół Imperium zgoła niesanitarny kordon nagannych obyczajów, zacofanych praw i nieskutecznych bogów. Enumeratywne potraktowanie niechlujnych i lekkomyślnych Aboryginów, Rutulów, Sabinów, Ekwów, Wolsków, Aurunków, Marsów i kogo tam jeszcze, za pierwszym, odruchowym skojarzeniem odsyła mnie bezpośrednio do Urodzin z ich urokliwie aliterowanymi morenami, murenami i morzami, czy ogniem, ogonem, orłem i orzechem. To niepokojące odesłanie, a jego rykoszet prowadzi do kolejnych „zdziwieniowych” – że użyję neologizmu redaktorów z TOK FM – tekstów Szymborskiej i tym samym moje zaniepokojenie podsyca.

Wszystko moje, nic własnością,

nic własnością dla pamięci,

a moje dopóki patrzę.

(Elegia podróżna, z tomu: Sól, 1962)

Bo kolonizatorskie, a nie kronikarskie, wydają mi się często potrzeby i metody Szymborskiej i nie zmylą mnie jej narzędzia. „Pamięć nareszcie ma, czego szukała” – tak zaczyna się wiersz poświęcony szukaniu w snach właściwego, prawdziwego obrazu zmarłych rodziców. W tym upragnionym śnie rodzice są „posłuszni tylko sobie i niczemu już”: stan ostateczny, docelowy, film wyświetlony projektorem tęsknoty, strachu przed zapominaniem i podszyty lękiem przed własnym przemijaniem, jest filmem o podległości – choćby samemu sobie – i o posiadaniu – choćby samego siebie. „Dotknęłam świata jak rzeźbionej ramy” – kończy wiersz Szymborska. Tak, ta mapa jest oprawiona oszałamiająco. Ale i Szymborska jest bardzo piękną imperatorką, bo wie, że:

Nawet proste dzień dobry

wymienione z rybą

ciebie, rybę i wszystkich

przy życiu umocni.

(Obmyślam świat, z tomu: Wołanie do Yeti,1957)

„Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło”

„Czemu w zanadto jednej osobie? / Tej a nie innej? I co tu robię?”. To może nie są najciekawsze pytania, jakie można postawić w tych fundamentalnych kwestiach, ale zapewne są konieczne jako wstęp do bardziej szczegółowych, a jednocześnie mroczniejszych, które w Zdumieniu z tomu Wszelki wypadek również się pojawiają. Są bardziej dziecinne, a ich melodyka wydaje się dedykowana raczej rdzeniowi kręgowemu niż, tradycyjnie, prawej półkuli mózgu: „W domu nie gnieździe? / W skórze nie łusce? Z twarzą nie liściem?”. Ależ owszem, są ludzkie dzieci, które rodzą się z tak zwaną „rybią łuską”. Ichtyosis ma kilka postaci, z których najlżejsza, jak większość dermatoz, naraża na śmieszność i obrzydzenie współplemieńców, najcięższa zaś zabija. Zestawienie twarzy z liściem, możliwość zamiany tych dwóch, nazwijmy to, aparycji, możliwość w ogóle ich porównywania, jest – przynajmniej dla mnie – na tyle nieprzyjemna, niesprawiedliwa, a jednocześnie niewykluczone, że całkowicie, w ramach ekosystemu, naturalna, że czym prędzej przypominam sobie, jak poradził sobie z nią język codzienny, w relacjach którego niekiedy zdarza się dostać w twarz „z liścia”, czyli otwartą dłonią. W kolokwialnym zwrocie liść staje się ludzką ręką, co eliminuje z tego pojedynku milczącą, a wobec tego możliwe że pokrzywdzoną, przyrodę. W wierszu Szymborskiej przyroda, również ta nieożywiona, wraz z wyodrębnioną z niej na chwilę na potrzeby tego jednego igrzyska ludzkością, stanowi gigantyczną pulę, z której losuje się nie wiadomo do jakich celów i wedle niewiadomo jakich zasad. Czy muszę dodawać, że najmniej wiadomo, kto losuje. Czasem mam wrażenie, że zdumienie Szymborskiej, „zdumienie Szymborskiej”, ten związek frazeologiczny, którego istotną składową jest zachwyt, dotyczy w istocie samego losowania.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się