fbpx
Krzysztof Wołodźko kwiecień 2012

Portret człowieka nieskłamanego

To opowieść o człowieku „wrzuconym w historię”, zarazem wielkim, jak i pełnym małości, świetnym artyście i przegrywającym z chorobą alkoholiku, który mierząc się z samym sobą, musiał stawić czoła okrucieństwom epoki i bezwzględności ustrojów budowanych na przemocy i kłamstwach.

Artykuł z numeru

Medycyna wygrywa z naturą

Medycyna wygrywa z naturą

Broniewski. Miłość, wódka, polityka Mariusza Urbanka to książka nie tylko dla sympatyków szeroko rozumianej lewicy i twórczości poety. To także opowieść dla tych, którzy chcą lepiej i głębiej zrozumieć dzieje Polski w XX w.

O wadze niedawno wydanej biografii Władysława Broniewskiego świadczą przynajmniej dwa fakty. Po pierwsze, jest to pierwsza, kompletna, niezafałszowana dla potrzeb politycznych czy ideologicznych książka o poecie. Po drugie, publikacja nie jest lekturą z zakresu literaturoznawstwa, ale opowieścią o człowieku „wrzuconym w historię”, zarazem wielkim, jak i pełnym małości, świetnym artyście i przegrywającym z chorobą alkoholiku, który mierząc się z samym sobą, musiał stawić czoła okrucieństwom epoki i bezwzględności ustrojów budowanych na przemocy i kłamstwach, na serwilizmie i zaprzeczeniu ludzkiej godności.

Ta książka nie jest apologią Broniewskiego. Tym większy z niej pożytek. Urbanek – mimo całej sympatii do poety, jaka przebija z kart lektury – zbyt wiele mówi nam o nim rzeczy trudnych. I bynajmniej nie idzie tu tylko o alkoholizm twórcy, ani o Słowo o Stalinie, wiersz symbolizujący (częściową) zgodę Broniewskiego na powojenne realia w Polsce. Autor Miłości, wódki, polityki rysuje przed nami całą wielowymiarowość charakteru poety. Nie stawia go na piedestale, lecz pokazuje człowieka – trudnego, pełnego konfliktów sumienia, poddającego się manipulacjom i słabościom, a zarazem pełnego nigdy i przez nic nie wykorzenionej hardości.Warto wskazać na dwie występujące w książce „ścieżki narracji”. Z jednej strony otrzymujemy opowieść o życiu osobistym Broniewskiego, z drugiej – widzimy go jako postać historyczną. Oczywiście te dwie rzeczywistości oddzielam tutaj niejako sztucznie, bo przecież były ściśle ze sobą związane: legionista Piłsudskiego, komunizujący, rewolucyjny poeta, więzień sowieckich aresztów, żołnierz-tułacz, twórca na służbie budowanego w Polsce na rozkaz Stalina „socjalizmu z bolszewicką twarzą” nie miał przecież „życia prywatnego” na sposób właściwy „zwykłym ludziom”. Był zawsze – w mniejszym lub większym stopniu – współuczestnikiem, czy wręcz zakładnikiem splotu wydarzeń historycznych i to często tych na największą skalę.

Trudne miłości

Spróbujmy najpierw spojrzeć na Broniewskiego „prywatnie”. Alkohol, miłostki, miłości, liryzm. Ten liryzm wiązał go z polskością, patriotyzmem, od najwcześniejszych lat. Babka, Zofia z Lubowidzkich Broniewska, grała mu na fortepianie mazurki: „Jeden wlazł mi do serca jak drzazga i dotąd tej drzazgi nie mogę wyjąć” – opowiadał później. Gdy w 1943 r. jako żołnierz Andersa pisał w Jerozolimie wiersz Mazurek Chopina, zamieścił w nim takie strofy: „A babka mi to grała/ na starym fortepianie/ w pokoju, gdzie fotografia/ dwóch braci rozstrzelanych./ Bracia w czarnych czamarach/ leżą w płockim ogrodzie/ a babka niedawno zmarła/ niespodziewanie, gdzieś w drodze…”. Braćmi „w czarnych czamarach” byli Walerian i Romuald Lubowidzcy, znaleźli śmierć jako powstańcy styczniowi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się