fbpx
Renata Gorczyńska styczeń 2012

Intelektualny thriller

Miłosz i Putrament toczyli ze sobą grę, której stawką było zaprzęgnięcie talentu poety do służby doktrynie komunistycznej.

Artykuł z numeru

Kościół. Lewica. Dialog

Kościół. Lewica. Dialog

Kiedy w stosach listów, pism i depesz z gratulacjami, nadchodzących do Berkeley w październiku 1980 r. Czesław Miłosz natrafił na wspomnienie o sobie pióra Jerzego Putramenta opublikowane w tygodniku „Literatura”, rzucił pod jego adresem soczyste przekleństwo i wybuchnął ironicznym śmiechem. Powołuję się tu na własne świadectwo jako ówczesnej asystentki noblisty. Niemniej myślę, że gdyby monografia Miłosz i Putrament; żywoty równoległe pióra Emila Pasierskiego ukazała się jeszcze za jego życia, przeczytałby ją z zainteresowaniem i docenił trud młodego wrocławskiego literaturoznawcy, który pierwszy tak dogłębnie i szczegółowo przedstawił dzieje relacji dwóch dawnych żagarystów.

Nawet wytrawni czytelnicy dzieł Miłosza (bo wątpię, czy obfita twórczość Putramenta znajduje dziś wielu chętnych, choć była przedmiotem badań m.in. Stanisława Beresia) natrafią w niej bowiem na wiele nieznanych faktów, intrygujących szczegółów i polemicznych starć. Autor nie zawierza do końca ani doskonałej skądinąd pamięci Miłosza, ani – zwłaszcza – autokreacjom Putramenta, toteż szuka potwierdzenia lub zaprzeczenia konkretnych zdarzeń w materiałach źródłowych i komentarzach osób trzecich, na które natrafił w trakcie żmudnych poszukiwań.

Odnotowuje liczne niuanse w relacjach i zmieniające się z upływem lat wzajemne osądy obu tytułowych postaci. Niczym w pokerze mówi „sprawdzam”. No bo jak brać za dobrą monetę stwierdzenie Putramenta z 1981 r., że w czasach służby dyplomatycznej ich obu nie był w bliskich stosunkach z Miłoszem, bo [ja] „byłem dygnitarzem, a Miłosz urzędnikiem”? I jak uwierzyć deklaracjom, że od trzydziestu lat nie sięgał po jego dzieła?

Książka ta musiała powstać. Tytułowa para, złączona w dialektycznym uścisku trwającym bez mała 70 lat, jak rzadko która nadaje się na bohaterów zarówno pracy naukowej, jak i swoistego Zeitroman z konwulsyjną historią XX w. w tle. Na podstawie opisanych wydarzeń – jak sobie wyobrażam – mógłby nawet powstać filmowy thriller z nieodzownymi dla tego gatunku zwrotami akcji i retrospekcjami niezbędnymi dla zrozumienia różnych zaszłości.

Pudełko zapałek

Po raz ostatni w życiu obaj bohaterowie widzieli się w dramatycznych dla Miłosza okolicznościach na przełomie 1950 r. w Warszawie, gdy Putrament, wówczas sekretarz generalny ZLP, przyczynił się do odebrania poecie paszportu dyplomatycznego. 30 lat później, kiedy Miłosz odwiedził Polskę, autor Pół wieku nie pojawił się ani na tłumnym spotkaniu z noblistą w Domu Literatów, ani na żadnym innym forum. Może z obawy, że zazna jawnej wrogości ze strony laureata. Romanowi Samselowi miał powiedzieć, że nie spotkał się wtedy z Miłoszem, bo ten kilkadziesiąt lat wcześniej w studenckiej stołówce wrzucił mu do zupy pudełko zapałek.

Jakkolwiek absurdalnie brzmi ta wymówka, psikus Miłosza miał rzeczywiście miejsce i znajdował się wysoko na liście uraz doznanych przez Putramenta ze strony kolegi. Z tego powodu obaj odbyli nawet pojedynek bokserski zakończony rozejmem. Znaczące, że taką błahostkę zapamiętał do końca życia. Musiał mieć bardzo drażliwe ego. Ze stronic Żywotów…wyziera postać ogarnięta dożywotnią obsesją na punkcie genialnego kolegi. Miłosz porównywał ich relacje do obrazu kota i umykającej myszy albo rybaka i ryby, która nie chce dać się złowić na haczyk.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się