fbpx
Marek Woszczek grudzień 2011

Queerowanie teologii: projekt w realizacji

Kim jest Bóg chrześcijańskiego odmieńca, „Innego wśród nas”, i czy „normalni” powinni się go obawiać?

Artykuł z numeru

Homoseksualista idzie do nieba

Homoseksualista idzie do nieba

Queerowanie chrześcijańskiej teologii jest intelektualnym zadaniem dla akademickiego teologa, ale może też zaczynać się, jak każda teologia erotyczna, od śpiewania psalmu: „Niechaj więc tobą te oczy zachwycę – / spójrz, jak się trawa dla nas rozścieliła…” (Pnp 1, 16). Mógłby to być starożytny miłosny psalm hebrajski z Jerozolimy, ale równie dobrze (co dla teologa queer czyni tu czasem różnicę) może to być namiętny Psalm III „szumowin” z Seattle:

Do Boga: aby oświecił wszystkich ludzi. Poczynając od Ulicy Szumowin.

Niech Zachód i Waszyngton przeobrażą się w jakieś miejsce wznioślejsze, plac wieczności. (…)

Niech windy zgrzytają i gadają, nabożnie wstępując i zstępując. (…)

Niech kwiat o prostej łodydze poświadczy swój cel prostolinijnością – w dążeniu do światła.

Niech kwiat o pokrętnej łodydze poświadczy swój cel pokrętnością – w dążeniu do światła.

Niech pokrętność i prostolinijność poświadczą światło.

Ponieważ „pokrętność” jest w teologii z reguły niemile widziana, nawet jeśli wydaje uroczy kwiat – zwłaszcza jeśli jest to kwiat „seksualnej apostazji” – queerowanie oznacza szereg głębokich rekonfiguracji i operacji na narracjach teologicznych, sięgających de facto, jak wszystkie tego rodzaju działania w myśleniu religijnym, najbardziej podstawowych warstw samorozumienia chrześcijaństwa, w tym chrystologii i eklezjologii. Problemem wyjściowym nie jest żaden „pobożny gej” ani „pobożna lesbijka” i ich „przesłanie” (co, jak zobaczymy, okazuje się strategią zupełnie nieodpowiednią, może nawet kuriozalną), ale ważne pytanie: kim jest Bóg chrześcijańskiego odmieńca, „Innego wśród nas”, i czy „normalni” powinni się go obawiać?

Jest wiele pozycji egzystencjalnych, z których wcale nie trzeba odpowiadać na tak postawione pytanie, uznając je na przykład za źle postawione. Jednak dla chrześcijanina, celebrującego naiwnie swoją „normalność” jako codzienną cnotę, jest to jedno z najbardziej podstawowych pytań, na które musi on odpowiadać – co w pełni dostrzega nawet taki ateistyczny marksista jak Slavoj Žižek, sam walczący o tę odpowiedź jak o swój neurotyczny symptom.

„Odmieniec”, którego należy „miłować”, mógłby służyć – i w praktyce często służy – jako papierowa figura, na której można ćwiczyć intelektualnie (i dlatego bezwstydnie) „chrześcijańską miłość”, ale jest to również historyczna figura, która niepokojąco często (dla zadowolonych z siebie: zbyt często) materializuje się w odmieńcu tuż obok: jest nim każdy obcy, który stanowi przykre zewnętrze układu moralnego i (tym samym) politycznego, a więc jego obecność i tożsamość jest niewygodna, uwiera i zarazem zachęca do teologiczno-politycznej kolonizacji. Teologia queer zaczyna się więc i przebiega jako projekt zrośnięty z krytyką społeczną i polityczną fałszywie zuniwersalizowanych reguł uznania i akceptacji. Gdyby tak nie było, pozostałaby intelektualną grą dla podbudowania swojej „chrześcijańskości”, a więc lepiej, by – jako wówczas bezwstydna – w ogóle nie powstała.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się